środa, 15 stycznia 2014

Idylla... taaa.

Uśmiałam się. Pozwolę sobie zacytować, z czego.

"Nie ma chyba rodziców, którzy wyobrażaliby sobie, że ich dziecko będzie sprawiało kłopoty. W okresie ciąży mamy przed oczami wizję szczęśliwego bobaska, który albo radośnie grucha, albo jest pogrążony w błogim śnie. Płacze oczywiście tylko wtedy, gdy jest głodny. Wyrasta potem z niego miły, niekonfliktowy, dobrze ułożony chłopiec lub dziewczynka. Wrzeszczące, kopiące, nie dające się niczym uspokoić niemowlęta nie są częścią naszego świata. Należą do innych rodziców, do tych, którzy od początku źle postępowali z dzieckiem i teraz za to płacą. Kiedy za kilka tygodni przychodzi na świat twój ideał, rzeczywistość błyskawicznie weryfikuje dawną świetlaną wizję. To właśnie twój ideał wrzeszczy cały czas, nie chce spać i wydaje się wiecznie niezadowolony i nieszczęśliwy, choćby rodzice dokonywali cudów. I właśnie wtedy zaczynasz się zastanawiać, czy nie jest to przypadkiem twoja wina."


Uśmiałam się, choć w zasadzie to cała prawda. Jak to łatwo samemu nie będąc jeszcze rodzicem, doradzać innym rodzicom, jak powinni postępować. Ach! Można i nawet mieć doświadczenie pedagogiczne i wspaniałe wyniki wychowawcze - cóż z tego, kiedy po pracy wracasz do cichego, posprzątanego domu i możesz bez problemu położyć się na chwilę i odreagować? Albo może nawet wyspać? 
A nawet i będąc rodzicem, ale dziecka, które różni się wiekiem, charakterem i cechami choćby genetycznymi od porównywanego (które porównywane dzieci tym się nie różnią?!), czy można śmiało rościć sobie prawo do pouczania innych lub patrzenia z ukosa na ich "złe" metody wychowawcze?

Wiem, że w wielu przypadkach jest to tylko kwestia dobrej woli. Ktoś z całego serca chce pomóc, doradzić, ułatwić. I bardzo dobrze, ale trzeba tutaj pamiętać jedną, podstawową rzecz: każde dziecko jest inne. 
I nie chodzi o to, aby wszystko dostosowywać do upodobań konkretnego dziecka, bo wtedy życie w rodzinie 3+ byłoby chyba niemożliwe. 
Nie chodzi też o to, że rodzice nie popełniają błędów - oczywiście, że popełniają. Tyle, że oni jedni są w stanie to w pełni stwierdzić (ewentualnie z pomocą psychologa, wychowawcy dziecka, etc.), czy też naprawić.**
Chodzi po prostu o to, żeby zawsze mieć tę świadomość, że dzieci jako osoby, to całkowicie wyjątkowe stworzonka i nie znajdziesz dwóch identycznych. Nawet wśród rodzeństwa, ba, nawet bliźniaczego, występują znamienne różnice.

Można stwierdzić - banał.  Bo jest to banał, tyle, że prawdziwy. 
Pamiętam opowieść pewnych rodziców, którzy mieli problem z usypianiem swojego pierwszego dziecka. Chłopiec krzyczał całymi nocami i nie było sposobu, żeby go uspokoić. Niewyspanym rodzicom na pomoc przybiegła mamusia (inaczej: teściowa), stwierdzając, że to po prostu młodzi rodzice, którzy nie znają jeszcze najlepszych sposobów i postanowiła, że ona (mając przecież bogaty bagaż doświadczeń ze swojego rodzicielstwa) zostanie u nich kilka nocy i poinstruuje, jak należy uśpić malucha. 
Po dwóch nocach zwątpiła w swoje siły i wyjechała. I nie jest to oczywiście odosobniony przypadek. 
Tymczasem na świat przyszło ich drugie dziecko, o którym nawet nie byli w stanie powiedzieć, ile dokładnie śpi, bo kiedy się budziło, zamiast krzyczeć, bawiło się spokojnie pieluszką... 

Piszę to wszystko "ku pamięci", nie tylko dla innych, ale przede wszystkim dla siebie. Bo przecież, jak łatwo wyrokować, znając to, co napisał ten, czy ów pedagog. Tymczasem znów z pamięci przychodzi jedno, mądre zdanie: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni"***.

*H. Murkoff, A. Eisenberg, S. Hathaway B. S. N., "Pierwszy rok życia", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2007.
** Pomijam sytuacje patologiczne, rodziny bez miłości i problem, pt. "rola rodziny a rola państwa", ale może o tym kiedyś (tu tylko dużymi literami: FUNKCJA POMOCNICZA - nie zastępcza!).
*** Mt 7,1 - 5.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każde słowo - bardzo dziękuję.