niedziela, 19 stycznia 2014

Próby złapania chwili

Obserwujemy z Wielorybem swoistą prawidłowość.
Rybka uśmiecha się najszerzej szczególnie wtedy, kiedy nie ma w pobliżu aparatu, telefonu i innego sprzętu nagrywającego. Kiedy jest, szczególnie w ręce rodzica - oj, wtedy zwykle jest zupełnie inaczej.
 
Typowa sytuacja:
Rybka nawija jak nakręcona. Śmieje się, gaworzy, ogląda łapki, bawi się. Biorę do ręki aparat i stwierdzam - a, nagram to. Niech ma pamiątkę. Wciskam "rec". Zosia przestaje robić to, co do robiła tej pory i:
1. Zaczyna obserwować aparat lub telefon, którym ją nagrywam.
2. Zaczyna płakać.

Noszsz...
I nie jest to tylko moja obserwacja. 
Z jednej strony szkoda, bo kiedyś nie będzie już tak gaworzyć, śmiać się, kichać, bawić, odkrywać siebie i świat. Wszystko będzie zupełnie inaczej i to nie kwestia upływu lat, ale tylko tygodni. Przy współczesnej technice tak wiele można zapisać i przechować dla pokoleń, a tu nic.

Tymczasem Rybka pokazuje, że technikę ma... gdzieś. I że ona jest ważniejsza, niż technika. I że czas mam ofiarować jej, a nie jakiejś maszynce do przechowywania chwil (tudzież wrzucaniu zdjęć na portale społeczniościowe i inne). Choćby to były jej własne chwile.

Dziecko uczy pokory. 
I prostoty.
Dziecko jest zawsze dzieckiem - czy będziemy mieć wypasiony sprzęt, czy nie.
 

1 komentarz:

  1. U nas to samo. Aparat absorbuje obie strony: nagrywającego i nagrywanego. A dziecko chce wyłączności i już:)

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.