środa, 29 stycznia 2014

Gonimy minuty

Czas ucieka jakby go ktoś gonił. W sumie gonię. Ja.

A te tu sobie siedzą i kraczą. W duecie. I czas im zupełnie zwisa i powiewa. Na wietrze.


Rybka - to jakieś 90% moich 24 h.
Cała reszta, to wyrwane pokątnie skrawki czasu, który potrzebny jest na:
przygotowanie (a ostatnio tylko odgrzanie) obiadu, niekiedy śniadań i kolacji i jeszcze przekąsek po drodze (jak to u karmiącej), zmywanie, wrzucenie rzeczy do pralki, wyjęcie ich, rozwieszenie, zdjęcie i poskładanie poprzednich, prasowanie (ostatnio mam w tym niezłe zaległości), sprzątanie, telefony do lekarzy i umawianie się u nich na terminy, pisanie pracy dyplomowej... czyli typowy dzień typowej matki.

Notki na bloga piszę nie pojedynczo, ale jak już się dorwę do komputera i mam wolną chwilę, to piszę na zapas. I publikuję w określonych odstępach czasu.
W ramach dbałości o zdrowie psychiczne czytam książki i spotykam się z ludźmi (którzy są tak dobrzy i najczęściej przychodzą do mnie).

Czasem sobie myślę: jeszcze powinnam to i to, i tamto.
Ale zwyczajnie się nie chce. Kładę się wtedy z książką i stwierdzam, że na odpoczynek też czas być musi. 
No bo musi, prawda?

3 komentarze:

  1. Jakbym się widziała, z wyjątkiem tych książek i ludzi:) Chociaż książki ostatnio wróciły do łask - zapisałam się do biblioteki. Ha!

    OdpowiedzUsuń
  2. Musi! My mielismy dzis lazy day:) dobry Maz rano posprzatal, ja skoczylam po zakupy, a potem bylo wyleganie na kanapie, na obiad szybka pizza, przytulanki, ogladanie bajek bez wyrzutow sumienia, czytanie blogow;) i po prostu bycie w domku z dzieciakami. Takie dni sa potrzebne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, właśnie! To chyba potrzebne, żeby nie zwariować. :)

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.