poniedziałek, 19 maja 2014

Zaskoczenie

Mam rodzinę, koleżanki, wiele znajomych. Obserwowałam więc niejednokrotnie proces "stawania się" rodzicami. I z boku, to jakoś tak to lekko wygląda. No, pani z brzuszkiem i panem, potem pani i pan z dzieckiem. Może trochę 
niewyspani, zaaferowani, może chętnie w temacie kupek i szczepień, ale ogólnie, to życie toczy się dalej.

Pamiętam więc, jak to normalnie toczące się życie - po porodzie - całkowicie mnie zaskoczyło. 
Będzie trochę chaotycznie, ale według tego, co mi się przypomina, co do tych moich "zadziwień".
Zanim się pojawiła Rybka pytaliśmy wszystkich dookoła, ale jak to jest z dzieckiem? Co się zmienia? I zyskiwaliśmy szereg odpowiedzi, których - teraz to wiem - kompletnie wówczas nie rozumieliśmy. A dziś rozumiemy.

Jedna z rad, którą wtedy usłyszeliśmy (zresztą od różnych osób), była mniej więcej taka: jeśli chcecie gdzieś pojechać, zróbcie to teraz. Z dzieckiem będzie Wam o wiele trudniej.
A my w swojej niewiedzy wyobrażaliśmy sobie to tak: no, dobra, wiadomo, że będzie trudniej. Ale chcielibyśmy zabierać Rybkę wszędzie ze sobą, żeby to było naturalne, że gdzieś jedziemy, a nie siedzimy tylko w domu. Chcemy, żeby się nauczyła z nami jeździć, być, spędzać czas.

Hm. I teraz mieliśmy tego próbkę. Wyjeżdżaliśmy na 4 dni. Moja lista do spakowania Rybki zawierała: książeczkę zdrowia, środki higieniczne (do mycia i przewijania), ręczniki, ubranka (tu nawet nie wymieniam, bo szkoda linijek), zabawki, butelki (sztuk trzy: na mleko, zupę i sok), łyżeczki, miseczkę, mleko, kaszkę, deserki, soki, kleik ryżowy, chrupki kukurydziane, owoce, pieluchy jednorazowe, pieluchy tetrowe, kocyk (razy dwa - bo cienki i gruby), śpiworek do spania, apteczkę, śliniaczek, nosidełko, fotelik do samochodu, łóżeczko turystyczne oraz wózek. Sporo?
I powiem szczerze, że rzeczywiście wykorzystałam praktycznie wszystko z tego, co było zabrane. 

Druga rzecz: planujemy wyjazd na drugi koniec Polski. We dwoje, to byśmy prawdopodobnie wsiedli w autokar, zapłacili po 30 zł za łebka, posiedzieli rano na dworcu, czekając na busik, czy jakiś podmiejski... a z dzieciątkiem? Oj, co to, to nie. Albo pociąg idealnie do miejsca przeznaczenia i w takich godzinach, żeby dziecko spało, albo samochód (i to też trzeba rozsądnie przemyśleć, że jak najkrótsza trasa i też tak, żeby była szansa, że dziecko zaśnie). Podobnie z kwaterami. Dawniej interesowała nas cena i lokalizacja (plaża, centrum miasta). Dziś musimy mieć różne udogodnienia: np. czajnik w pokoju (przygotowanie ciepłego mleka dziecku w środku nocy), miejsce najlepiej na parterze (bo jak się gramolić z wózkiem na drugie piętro), opcję z pożyczeniem krzesełka do karmienia (bo inaczej nie zjemy razem żadnego posiłku). 
Także jest to już bardziej skomplikowane. 

To oczywiście nie jest tak, że się nie da. Da się, ale zależy to od wielu czynników. Np. wieku dziecka. Albo tego, jak ogólnie znosi podróże. Albo tego, czy danego dnia ma akurat dobry humor - bo zapewniam, że kilkunastogodzinna przejażdżka z krzyczącym maluchem może zniechęcić do całych wakacji. Takich czynników można by wymienić jeszcze bardzo wiele.

Zaskoczyło mnie też, jak bardzo jesteśmy zależni od naszego dziecka. I nie ma w tym nic złego - tak myślę - to chyba naturalne. Człowiek jednak zanim stanie się "dzieciaty" nie wie, jak bardzo wielką niezależnością dysponuje, jeśli chodzi np. o prozaiczne wyjście z domu.

Jednego dnia poszliśmy do teatru. Rybka została z dziadkami, wszystkie strony zachwycone. Z tym, że... ominęła ją ostatnia drzemka, którą zwykle kończy jakoś przed 18. Ale tym razem najpierw był dziadek, potem tata wrócił z pracy, potem pojawiła się babcia, no i jak tu spać przy tylu emocjach? Tak więc rodzice do teatru wyszli, zostawiając Rybkę w pełni sił i rozbawioną. Kiedy wróciliśmy, pytamy, jak tam: "A, bardzo dobrze, spała ponad dwie godziny." "A kiedy się obudziła?" - dociekamy. "No, jakieś pół godziny temu" - czyli ok. 20:30. "Aha." Aha!
Co to dla nas oznaczało? Nic innego, jak tylko to, że Rybka zaśnie ok. północy. I zasnęła. O równej dwunastej.
Jedno nasze wyjście, jedna przestawiona drzemka - sen Rybki o północy, a więc nasz o północy + posprzątanie po całym dniu, co implikuje szereg konsekwencji. Takie jedno, drobne wyjście.

Przede wszystkim chodzi o to - co dopiero, będąc mamą odkryłam - jak swobodnie może ktoś dysponować swoim czasem w takich drobiazgach. Na przykład: chcę zrobić ciasto. Zabrakło mąki. Idę po mąkę, przy okazji kupuję owoce. Wracam do domu. Piekę. Wyjście do sklepu zajmuje 15 min., pieczenie ciasta zależnie od przepisu. Proste?

A teraz wersja dla dzieciatych.
Pada, czy nie pada? Jeśli pada lub jest wyjątkowo zimno, to "po ptokach". Jeśli nie, można czytać dalej. 
Dziecko śpi. Czym prędzej się ubieram, żeby być gotowa, kiedy się obudzi. Karmię je, przewijam, ubieram. Jeśli nie ma innych, nieprzewidzianych sytuacji - typu: kolejna kupa już po ubraniu, albo nagły protest - wychodzimy do sklepu. Uwaga! Trzeba jednak wybrać taki, który jest w miarę blisko, do którego nie prowadzi za wiele schodków, a wózek zmieści się zarówno w drzwiach wejściowych, jak też w alejkach między półkami. Dobra. Dokonujemy zakupów (oczywiście wcześniej mamy przygotowaną gotówkę, chyba, że bankomat jest blisko, bo inaczej to też problematyczne, szukać z wózkiem bankomatu). Wracamy do domu.
Ale, ale. Ciasta nie zacznę robić, dopóki Rybka nie śpi. Nie ma opcji. Na razie wymaga stałej asysty. Dlatego czekam aż zaśnie. Wtedy zamykam drzwi do pokoju, w którym śpi i w kuchni staram się cichutko połączyć składniki (spróbujcie być "cichutko" przy miksowaniu). Jeśli jej drzemka trwa odpowiednio długo, albo przygotowanie ciasta odpowiednio krótko, udaje mi się wstawić gotową blaszkę do piekarnika. 
Cały myk polega na tym, żeby jeszcze wyciągnąć je w odpowiednim czasie (czyli skorzystać z chwili nieuwagi Rybki). 
Czas trwania całego procesu? Dobrych kilka godzin.

Jeszcze inna rzecz.
Przed porodem dużo osób radzi. I dobrze, bo dzięki temu można się na coś nastawić - jak wygląda poród, jak się przygotować, co kupić do wyprawki, itp. Bardzo dużo skorzystałam z tych rad, potem oczywiście człowiek sam sobie wyrabia zdanie na podstawie swoich doświadczeń, ale na początku bez solidnej pomocy rzeczywiście może czuć się jak błądzący we mgle. Także za te wszystkie rady jestem bardzo wdzięczna i pytam o wiele spraw do dziś!

Czasem jednak były też i stwierdzenia, które u nas się nie sprawdziły.
Np.
"E, spoko, noworodki cały czas śpią, z przerwami na jedzenie i kupę". Rybka spała rzadko, jadła często. Łącznie spała mniej więcej tyle, ile noworodek powinien czuwać (czyli totalnie na odwrót).
"Pierwsze trzy miesiące są trudne, potem już z górki". Po trzech miesiącach mieliśmy owszem chwilową stabilizację, ale chyba tylko kilka dni. Potem - tak do piątego miesiąca nadal noce były bardzo nieprzespane, a cała reszta bez żadnego rytmu.
"Najważniejsze, żeby trzymać się rytmu. Karmić, kąpać, kłaść spać o tej samej porze". Cóż. Rybka każdego dnia miała inaczej - i to niezależnie od tego, że my chcieliśmy, żeby było regularnie. Mogę stwierdzić, że teraz (7/8 miesiąc) zaczynają się pojawiać pewne rytmy w spaniu i jedzeniu. I chyba najbardziej to pomaga nam - bo czujemy, że mamy jakiś grunt pod nogami.

To tylko kilka takich spraw, które mnie w tym macierzyństwie zaskoczyły. Że jest dużo bardziej skomplikowanie. Jednocześnie jest pięknie i niezwykle radośnie. 
Rodzic jednak bardzo dużo przy dzieciach się uczy.

P.S. To jest w ogóle setna notka. Dziękuję za towarzyszenie mi przez ostatnie 99!


6 komentarzy:

  1. 100! :-) I wszystkie przeczytane! ;) Tylko jednego bardzo nie lubię, kiedy wchodzę na Twojego bloga… eh… kiedy liczę na nowy wpis, a go jeszcze nie ma, hehe :D

    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego dla całej Wielorybiej Rodzinki :)

    Stała Czytelniczka,
    I. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej! Nie spodziewałam się tak miłego komentarza! Bardzo, bardzo dziękuję! :)))
      I pozdrawiam!

      Usuń
  2. zgadzam się z wszystkim co przeczytałam. Ja-mama 9-miesiecznego Leona:) Mało spał, dużo jadł i działo się, oj działo:) ale powoli osiągamy stabilizację(odpukać). co jak słusznie zauważyłaś, ważniejsze jest dla mnie niż dla Niego;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie bardzo zaskoczyło to, że tak szybko tęsknię za moimi Rybkami :)

    wieloryb

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.