wtorek, 13 maja 2014

Czerwone kokardki

Być może się komuś narażę. 
No, nic, trudno.

Z racji bycia matką wchodzę na różne fora, grupy, itp. dotyczące dzieci. No i na jednej z takich właśnie grup dojrzałam dyskusję. Nie, nie udzielałam się w niej, bo wydawało mi się to bez sensu, ale jednak długo nie mogłam zapomnieć wypowiedzi niektórych jej uczestniczek.

Zaczęło się od tego, że jedna matka poprosiła o poradę. Była ze swoim 3 - miesięcznym dzieckiem w gościnie u rodziny i nagle, ni stąd, ni zowąd, dziecko zaczęło krzyczeć, długo nie dało się potem uspokoić. Następnego dnia też trochę krzyczało. 
Przestraszona młoda matka poprosiła inne o pomoc i wtedy...

... i wtedy się zaczęło.
Że prawdopodobnie ktoś na dziecko źle popatrzył i je urzekł. Że są ludzie, którzy mają zły wzrok. Szczególnie kobiety.
Że trzeba koniecznie odczynić uroki.
Że polać wosk (najlepiej w kształcie imienia osoby, która dziecko urzekła).
Że polizać czoło malucha, a jak będzie słone, to właśnie oznacza, że "urzeknięte".
Że wykąpać w czarcim zielu.
Że iść z nim do ciemnego pokoju i splunąć przez któreś (już nie pamiętam które) ramię cztery razy.
Że koniecznie musi być czerwona kokardka przy wózku!

A jako argument: że nasze babcie tak robiły i wiedziały, co robią.

Czytałam to wszystko z wybałuszonymi oczami. Naprawdę.
A zaledwie kilka dni wcześniej mówiłam do Wieloryba - Słuchaj, ty myślisz, że ludzie naprawdę wierzą w działanie tych czerwonych kokardek, co to je przypinają do wózka?
- Hm, nie, no, wydaje mi się, że pewnie uważają, że to taka tradycja.

Tymczasem okazuje się, że ludzie naprawdę w to wierzą. 
Gorzej - są w stanie bawić się w jakąś dziwną magię i wierzyć w jej działanie.
Powiecie, że kiedy rodzic troszczy się o dziecko, chwyta się każdego sposobu.
Może i tak. Ale czy nie zastanawia się wtedy nad tym, co dziecku może zagrozić bardziej?
Znane są sytuacje - szczególnie ostatnio głośne w mediach - kiedy rodzice poddają się namowom jakiegoś znachora.

Jak najbardziej wierzę, że medycyna ludowa ma sens. Że nasze babcie znały działanie przeróżnych ziół i że te zioła pewnie są o wiele zdrowsze i skuteczniejsze, niż dzisiejsze antybiotyki... ale trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć "stop".

Oczywiście każdy może wierzyć w to, co mu się podoba.
Każdy ma do tego prawo, całe szczęście.
Wydawało mi się jednak, że w kraju, w którym ludzie odwracają się od Kościoła katolickiego z hasłami, że to średniowiecze i ciemnogród, jakieś neopogańskie praktyki nie powinny się zakorzeniać. 
Tymczasem wiara w Chrystusa (który niewątpliwie chodził po ziemi, co stwierdzają nie tylko chrześcijańskie źródła) dla niektórych jest passe, ale za to wiara w jakieś czarcie zielę, lanie wosku, kokardki... Eh. 
Szkoda, że rodzice zamiast rozpocząć to przedziwne odczynianie uroków, nie wrócą do modlitwy, która nic złego ich dzieciom uczynić nie może, wręcz przeciwnie.

To było trochę światopoglądowo, a teraz teoria.
Skąd u dziecka taka nerwowa reakcja?

Niemowlęta (szczególnie do trzeciego miesiąca życia, ale później też) nie znoszą hałasu, tłumów, zmian. A teraz wyobraźmy sobie dom, w którym przebywają rodzice oraz owo niemowlę (cisza, spokój, ustalony rytm dnia, ewentualnie w tle jakaś delikatna melodyjka w pozytywce) i kontrast w domu u dziadków (rodzeństwo, dzieci, wujkowie, ciotki, telewizor, "a ti ti, bobasku", "mogę je wziąć na ręce" i inne takie). No, ześwirować można. Dorosły też miałby dość.

Dziecko w dodatku takie sytuacje przeżywa długo. Dlatego ten jego "wybuch" następnego dnia. Oczywiście nie stawiam się w pozycji lekarza. Może to było coś innego. Na pierwszy rzut oka wygląda dokładnie tak. Przerabialiśmy to samo z Rybką, właśnie w okolicach trzeciego miesiąca.

Już o tym zresztą chyba pisałam, że wtedy właśnie odkryła, jak wygląda dom, a jak nie-dom. I przy każdej możliwej wizycie gdzieś patrzyła się po ścianach i - ryk. Kiedy wracaliśmy do domu, uspokajała się natychmiastowo. 
I to by było na tyle.    

Jeszcze krótki odnośnik do niektórych sposobów - tych z odczyniania.
Jak odróżnić wzrok dobry od złego? Czy człowiek ma taką siłę zorientować się po wzroku, jakie ktoś ma zamiary?
Wosk, to sobie można polać w Andrzejki - dla jaj.
Co do lizania czoła - jak myślicie, czy spocone czoło dziecka (które kiedy płacze, poci się z wysiłku) nie będzie słone, niezależnie od powodu płaczu? 
Kąpiel - niezależnie od tego, w czym. Dzieci po prostu lubią wodę i w niej się uspokajają (stąd pozorny pozytywny efekt).
W ciemnym pokoju jest cisza i spokój. A tego dziecku w tym momencie zabrakło, więc może stąd uspokojenie?

Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam.
Każdy może wierzyć w to, co uważa za słuszne.
Trzeba jednak patrzeć na dobro swojego dziecka.

2 komentarze:

  1. "Wydawało mi się jednak, że w kraju, w którym ludzie odwracają się od Kościoła katolickiego z hasłami, że to średniowiecze i ciemnogród, jakieś neopogańskie praktyki nie powinny się zakorzeniać.
    Tymczasem wiara w Chrystusa (który niewątpliwie chodził po ziemi, co stwierdzają nie tylko chrześcijańskie źródła) dla niektórych jest passe, ale za to wiara w jakieś czarcie zielę, lanie wosku, kokardki..." bardzo dobrze powiedziane. Sama ciągle się zastanawiam jak to jest.
    Biedne dzieci nad którymi matki takie czary-mary uprawiają..

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.