sobota, 27 września 2014

Nocniko - zaskoczenie

Nie wiem, nie wiem, ciągle się dziwię.
Nauka korzystania z nocnika idzie fantastycznie!
Rybka od początku wiedziała, o co chodzi, teraz, to już w ogóle prawie każde wysadzenie na nocnik kończy się tak, jak powinno.  
A ja tu się nastawiałam na długie batalie...
Pamiętam jednak o wnioskach z poprzedniej notki, że jeśli coś idzie zbyt idealnie, to trzeba się mieć na baczności. No to się mam. Jednocześnie jestem zachwycona własnym dzieckiem (wiem, że to standard u mam, ale cóż).

Rybka od samego początku zaakceptowała nocnik.
Więcej - ona nawet całkiem chętnie na nim siada i lubi siedzieć. Jeśli tylko ma pod ręką coś do oglądania, zabawy - książeczkę, grzechotkę - to siedzi spokojnie.
Już od samego początku siusiała do nocnika (czasem wspomagana przelewaniem wody z garnuszka do garnuszka i odgłosem "siiii", żeby się zachciało). Po krótkim czasie okazało się, że Rybce żadnego "wspomagania" nie potrzeba i ona doskonale wie, co z nocnikiem się robi. Zaskoczyło mnie to, bo nie uważałam, żebyśmy zrobili do całej akcji jakiś nadmiernie profesjonalny wstęp. Wcale jej wiele nie wytłumaczyliśmy, właściwie może to było kilka zdań, ale bardzo mało, bo byłam bardzo ciekawa, jak zareaguje na nocnik, tak z biegu. Potem z kolei byłam tak zdziwiona, że robi to, co trzeba, że w ogóle moje całe tłumaczenie stało się zbędne.

Teraz jest tak, że staramy się sadzać Rybkę na nocniku przy każdym przewijaniu oraz w momentach newralgicznych (po pobudce, przed snem, drzemką, po wypiciu większej ilości płynów, itp.). Okazuje się, że ona bardzo często CZEKA z wysikaniem się aż podamy jej nocnik! Często po obudzeniu jeszcze coś tam do niej mówimy i mam wrażenie, że gdyby tego nie kontrolowała, to właściwie wtedy mogłaby już "popuścić". A tu zdejmujemy pieluchę, sprawdzamy - sucha! I Rybka ląduje na nocniku, a tam już dzieje się to, co trzeba. Nie raz Rybka po zrobieniu siku i kupki po prostu wstaje, dając nam do zrozumienia, że to już (!).

Jestem zaskoczona tempem jej nauki oraz w ogóle tym, że to tak gładko idzie. Po prostu robi to wszystko tak, jakbyśmy ją uczyli już kilka miesięcy... Tymczasem kilka dni temu nocnikowi stuknęły całe dwa tygodnie w naszym domu.

Dlaczego to tak wychodzi?
Po pierwsze wydaje mi się, że to coś w Rybce sprawiło, że tak szybko zaskoczyło. Jakaś jej umiejętność rozumienia, o co nam chodzi? Komunikatywność? Coś jeszcze innego? Nawet nie wiem, jak to nazwać.
Po drugie - pochwały. Są nurty pedagogiczne, które mówią, że nie warto stosować pochwał. Nie zgadzam się z nimi. Nie chodzi oczywiście o chwalenie na wyrost (że mówię "piękny" na temat rysunku, który ani mi się nie podoba, ani nie jest na poziomie autora), ale o takie w naszej ocenie sprawiedliwe docenienie wysiłku.
Od początku staram się, żeby Rybka czuła, że cieszę się z tego, że udało nam się porozumieć, a jej udało się "wytrzymać". A jeśli się nie udaje, to też staram się podziękować jej za to, że mimo wszystko spokojnie siedziała na nocniku. Kiedy tylko widzę, że coś jest nie tak - nudzi się, jest w złym nastroju, płacze - kończymy sprawę, a jeśli to dzieje się przed posadzeniem jej na nocniku, nie sadzam jej wtedy wcale. Nie chcę, żeby kojarzył jej się z przymusem. Niech będzie miło, spokojnie. Póki idzie dobrze i póki wiem, co robić.

Wiem też, że jeszcze może być różnie. 
Może jej się odechcieć. Może się znudzić nocnikiem lub przestać zwracać uwagę na nasze pochwały. Może wpaść w jakieś stadium buntu. A wreszcie - co jeszcze bardziej prawdopodobne - kiedy urodzi jej się Siostrzyczka, a to już niedługo, może chcieć zwrócić na siebie uwagę, albo przeżyć stres, że już nie jest w centrum uwagi, albo nam zwyczajnie może brakować czasu lub siły na ciągłe sadzanie Rybki na nocnik.
Bo trzeba przyznać, że największej konsekwencji, to wymaga od rodziców. Znacznie prościej przecież przewinąć malucha, niż bawić się w sadzanie, sprawdzanie "czy już", płukanie nocnika, itp.

Dlatego wiem, że przed nami długa droga i to początek odpieluchowania. Nie wiem, kiedy naprawdę zdecydujemy się odstawić pieluchy. Trzeba się jednak cieszyć tym, co jest - póki jest!

P.S. Tak, wiem, siku, kupka - bardzo apetyczne tematy. Trudno. Matka bloguje, nie dziwić się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każde słowo - bardzo dziękuję.