środa, 30 kwietnia 2014

Rodzic wszechwiedzący?

Czasem mam wrażenie, że tacy właśnie powinniśmy być.
Bo nikt nam naprawdę nie powie, jak mamy wychować nasze dziecko.
Nikt za nas go nie wychowa. To niby oczywiste.

Dobra...
Ale czy jako rodzic mam wiedzieć więcej od lekarza?
Czasami chyba powinnam.
Alergolog poza maściami i innymi zaleceniami co do pielęgnacji skóry Rybki zapisał nam lek przeciw drapaniu się. Ta dolegliwość, to oddzielna historia, więc odsyłam do wpisów w tym temacie.

Ucieszyliśmy się, bo to spędzało nam sen z powiek. Rybce też - była bardzo niespokojna nocami.
Tak więc dostała syropek.
Syropeczek...

Wieloryb przyniósł toto do domu. Jako matka pierwszego dziecka jestem przeczulona, więc ulotki, dołączone do leków dla Rybki, to moja podstawowa lektura. 

Tym razem przeczytałam więc, że:
- syrop przeznaczony jest dla dzieci od trzeciego roku życia (tak, Rybka ma ukończonych 7 miesięcy).
- ma działanie uspokajające - nie przeciwświądowe!
- nie powinno się go podawać dzieciom z tendencją do drgawek (u mnie to przypadłość rodzinna, u Rybki jeszcze nie wystąpiła, ale trzeba się z tym liczyć).

Przeczytałam... i się przeraziłam.
Nie chcę tego podawać mojemu dziecku.
Czy od przysłowiowej kołyski mam w nie pakować leki uspokajające? Może psychotropy od razu?
A teraz wiek. Rozumiem, że lekarz może przepisać coś inaczej, niż w ulotce. Różnica tak wielka jednak w wieku dziecka zaniepokoiła mnie nie na żarty. Coś jednak powoduje, że nie wolno tego podawać młodszym, prawda? Raczej nie jest to w interesie firmy farmaceutycznej, więc ważny powód być musi. Rozumiem różnicę kilku miesięcy... ale pół roku a trzy lata, to na tym etapie ze dwie epoki.
No i drgawki. Czy lekarz, przepisując lek, nie powinien o to zapytać? Dowiedzieć się, czy pacjent naprawdę może to zażywać? W końcu przed zażyciem "skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą".  

W ten sposób tworzy nam się coraz większy zapas leków, których nie chcemy używać, którym nie ufamy. Mamy już dwa pełne koszyczki z lekami. Wciąż dochodzą nowe. Nawet zrobiłam ich spis, żeby przypadkiem nie kupić czegoś po raz drugi.
Każdy lekarz radzi co innego. Jeden przepisuje syrop taki a taki, po czym kiedy konsultuje nas drugi (czasem tak się zdarza, że nie ma naszego pod ręką), stwierdza, że tamten bez sensu, że wcale nie działa.
Martwi mnie też to, że właściwie powinnam mieć niezłą wiedzę medyczną, aby spokojnie podawać mojemu dziecku lekarstwa.

No i co teraz?
Kolejne studia, tym razem z medycyny?
Właściwie pewnie jeszcze jakaś fizjoterapia, psychologia i parę innych dziedzin w tej trudnej sztuce wychowania by się przydało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każde słowo - bardzo dziękuję.