czwartek, 17 kwietnia 2014

Karmienie - piękno i smutek

Z karmieniem Rybki plan był prosty.
Karmię ją tylko naturalnie, jak długo będzie chciała.
WHO twierdzi, że najlepiej tak ze dwa lata.
Miałam plan, że nawet, kiedy wrócę do pracy (po roku), będę odciągać pokarm i jej zostawiać.

Plany planami, a rzeczywistość oczywiście na moje plany nawet nie zerknęła.
Karmienie piersią, to jedna z bardziej genialnych możliwości naturalnych kobiety. Mleko zawsze ciepłe, bez podgrzewania, w każdej chwili gotowe do podania, w dodatku automatycznie zmienia skład, dopasowując się do potrzeb dziecka w różnym wieku. A już cała więź, która się przy tym buduje i możliwość uspokojenia dziecka taką drobną czynnością... a jeszcze jego zdrowie, odporność... I w ogóle jakieś takie uczestnictwo w naturalnym macierzyństwie tak wielu kobiet od początku świata.
No, coś pięknego.
Nie do przecenienia.

Na początku karmienie szło mi ciężko. Rybka nie uspokajała się przy piersi, choć jadła dużo i chętnie. Brodawki pękały. Zaraz po porodzie karmienie trwało długo (20, nawet 30 min.), po pewnym czasie jednak jadła max. 5 minut i koniec. Oprócz tego nie raz zdarzało jej się przerywać jedzenie płaczem. Nie wiem, dlaczego tak było, nikt nie potrafił mi na to odpowiedzieć, choć martwiło mnie to bardzo.
Z czasem po prostu minęło.

Z czasem pozostała za to cała radość karmienia, czyli spokój Rybki. To, jak przyglądała się wtedy mojej twarzy lub kładła swoją rączkę na mojej ręce, czy jakimkolwiek wystającym fragmencie mojego ciała. Jej radość. Jedzenie ze smakiem.

Niestety, niedawno musiałyśmy z tego rytuału zrezygnować.
Nie obyło się bez łez - na szczęście tylko moich. Rybka zniosła to lepiej niż ja - tak mi się przynajmniej wydaje.

Dlaczego zrezygnowałam z naturalnego karmienia tak wcześnie (po ukończonym szóstym miesiącu życia dziecka)?
Powodem było atopowe zapalenie skóry. Ze względu na alergię Rybki ograniczyłam mój jadłospis do: mięsa, wędliny, dobrego pieczywa, banana, jabłka, ryżu i pierogów (bez jajek!) z jabłkiem. Jadłam to w kółko. Podobno pierwsza rzecz przy AZS - ie,  której trzeba się przyjrzeć, to dieta matki. No, dobra. Jadłam więc tylko to, co raczej nie powinno uczulać. Odstawiłam mleko i wszystkie produkty mleczne, jajka - również makaron, bo z jajek, wreszcie pomidory i inne rzeczy, które mogły zawierać jakiekolwiek alergeny. Nie zrezygnowałam jedynie z glutenu, ale obserwacja wskazywała, że to nie on jest "winien". 

I tak jadłam (czy raczej bardziej nie jadłam) ponad dwa miesiące. Oprócz tego Rybkę smarowałam maściami od alergologa. Delikatnie, krótko myłam. Nie używałam żadnych sztucznych balsamów do ciała. Nie wycierałam ręcznikiem, a jedynie przykładałam go delikatnie do ciała.
I co?

I wysypka, jak była na początku, tak była i wtedy. Żadnych zmian. Rybka drapała się do krwi. Przewijanie i przebieranie jej odbywało się na cztery ręce - jeden rodzic zdejmuje ubranko Rybki, drugi trzyma jej rączki, żeby się nie podrapała. Drapała się jednak nawet przez ubranko, w dzień i w nocy.

Wtedy zrozumiałam artykuły o sfrustrowanych rodzicach dzieci z AZS - robię wszystko, co zalecają lekarze, a mojemu dziecku to nie pomaga!
W końcu zaczęły się moje problemy zdrowotne. 
I wtedy postanowiliśmy powoli odchodzić od karmienia naturalnego.

Trafiały do mnie wtedy same artykuły na temat istoty, wagi, zdrowotnych konsekwencji karmienia i nie - karmienia piersią... Ważne, mądre, a dla mnie - smutne. Wiedziałam, że karmienie naturalne jest wspaniałe, ale coś muszę przecież zrobić, żeby Rybce było lepiej! 

Od niedawna karmię ją sztucznym - tak, sztucznym - mlekiem. Wysypka zniknęła. Nadal jeszcze mamy problem z drapaniem, ale znacznie mniejszy niż dotąd.

Nikt nie wie, ile kosztowała mnie ta decyzja. Szczególnie dziś, kiedy tak bardzo podkreśla się - i słusznie - rolę mleka matki. Obserwując Rybkę wiem jednak, że postąpiłam słusznie.

Kiedy lekarka Rybki (bardzo doświadczona i zaufana) oglądała ją ostatnio, była w szoku.
- Po wysypce nie ma śladu! Zdrowa skóra! - mówiła ze zdziwieniem - O co chodzi, przecież teraz dostaje po prostu mleko?!
Ja też tego nie rozumiem. W czym był problem? W bananie? Wędlinie? Nie wiem. Wiem, że kiedy lekarka usłyszała, co jadłam, popatrzyła na mnie ze współczuciem.
I powiedziała:
- Proszę się nie martwić. Wypełniła pani obowiązek. Dziecko ukończyło już sześć miesięcy, a to najważniejsze.

Nie jest tak, że Rybka je tylko to mleko. Nie. Od szóstego miesiąca zaczęliśmy rozszerzać jej dietę, jednak mleczko lubi i chce. Na szczęście szybko przyzwyczaiła się do butelki.

A teraz pointa.
Nie zamierzam nikogo namawiać na mleko modyfikowane - wręcz przeciwnie! Życzę wszystkim matkom, żeby swoje pociechy mogły karmić piersią jak najdłużej, bo to piękna i mądra rzecz. Chcę jednak pokazać, że nie zawsze karmić naturalnie się da. Czasem trzeba zrobić inaczej... Takie matki często się potępia. A tymczasem one same potępiają się bardziej. 

Dlatego w imieniu swoim i innych matek, którym bardzo zależy na swoich dzieciach, proszę o wyrozumiałość.

4 komentarze:

  1. Wielorybko a karmisz Rybkę mlekiem modyfikowanym tym na receptę bebilon pepti? Ja mam podobna sytuację, mój Synek ma już 9 miesięcy i ja juz nie wytrzymuje tej diety, nawet chyba cynamon go uczula, pomidory to wiadomo.. I nie moge patrzeć jak płacze w nocy i się drapie ciagle.. Nabiału nie jem, ale juz mój organizm jest na wykończeniu. Ale nawet przy restrykcyjnej diecie Mały drapał się. I znam to zmienianie pieluszki i przebieranie na cztery ręce. Eh.. Już mam mysli o odstawieniu od piersi. Bo mam wrażenie że tak będzie lepiej. Tylko właśnie dostepność tego mleka modyfikowanego dla alergików mnie martwi. Bo tylko dermatolog może je wypisać na receptę. Dlatego też tak pytam jakim mlekiem karmisz swoją Rybkę? jestem rozdarta bo chciałabym Synka jeszcze pokarmić, ale już nie wytrzymuję te sytuacji z AZS. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rybka dostaje zwykły Enfamil - to jest najciekawsze, że nie jest to mleko dla alergików, a jej to wcale nie przeszkadza. ;) Zdecydowaliśmy się na Enfamil, bo słyszeliśmy o nim dużo dobrego. I dla nas jest ok.

    Myślę sobie tak, że pewnie nie każdemu to wyjście pomoże. Pewnie już zauważyłaś, że co przypadek, to inne problemy i też inna przyczyna. Dlatego to jest tak denerwująca choroba, że nie ma jednej recepty, a zalecenia lekarskie często się nie sprawdzają. :(
    Teoretycznie specjaliści mówią, żeby starać się nie porzucać karmienia piersią... ale i Ty i ja wiemy, jak bardzo to ciężkie.

    Jestem też przygotowana na to, że to nie jest koniec walki. Na pewno kiedyś coś jej wyskoczy, albo zmieni się uczulający ją alergen (AZS może zmienić formę). Widzę jednak poprawę! I to mnie napawa optymizmem. :)

    Drapanie nadal jest problemem, ale już mniejszym, stosujemy Fenistil (3 kropelki jednorazowo).

    Z całego serca życzę Wam powodzenia i zdrowia, z karmieniem naturalnym, a jeśli się nie uda, to sztucznym. Daj znać kiedyś jak poszło, jestem bardzo ciekawa innych historii.

    I bardzo Ci dziękuję za ten komentarz!
    Poczułam, że nie jestem sama. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra i madra decyzja! Choc na pewno trudna! Ale nie obwiniaj sie! Jest poprawa i to jest wazne!

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.