piątek, 4 kwietnia 2014

Zmęczenie/Wielkie odkrycia Małego Człowieka: porozumienie

Nie wiem, jak długo potrwa wyrzynanie się pierwszych ząbków, ale oby jak najkrócej.
Nie będę narzekać, nie po to ten blog, mam nadzieję, że sąsiedzi też nie będą, kiedy nas spotkają, bo wyrzynanie się ząbków, niestety, jest skojarzone z mocnym i przenikliwym płaczem - dniem i nocą.

Na szczęście poza tym oczywistym, ale trudnym, rozwojem fizycznym, mamy też radosne objawy rozwoju psychiczno - społecznego Rybki, a przy tym łez na razie na szczęście nie obserwujemy. 

Wieloryb
Tatuś w życiu Rybki jest osobą znaczącą. Bardzo. Tatuś, to ten, który nosi, pokazuje świat, podlewa z Rybką kwiaty, albo sprząta dom. Tak, tak, z dzieckiem na ręku. W dodatku wspomniane dziecko nie ma żadnych obiekcji (czego mu szalenie zazdroszczę - ojcu, nie dziecku).

Patrzę na zegarek. Zbliża się godzina, kiedy zazwyczaj Wieloryb wraca po pracy. Mówię: "Zaraz przyjdzie Tatuś." Rybka wykonuje szybki rzut okiem w stronę drzwi wejściowych.
Hm.

Akurat idealnie się to zgrywa, zaraz dźwięczy domofon. Rybka to samo - wzrok w drzwi i totalne skupienie, bezruch i oczekiwanie. Tatuś otwiera drzwi - i już pełnia szczęścia.

Czy to moje zwidy, czy moje Dzieciątko dokładnie zrozumiało to, co chciałam mu przekazać? Wydaje się, że raczej ta druga opcja. Szczególnie, że to nie koniec, ale zaledwie początek.

Zegar
Wieloryb, pokazując Córce świat, nosi ją i omawia poszczególne przedmioty w mieszkaniu. Dużą sympatią cieszy się zegar. 
Bierze Rybkę na ręce i mówi: "Obczaimy sobie zegar?". Po czym Rybka obraca głowę dokładnie w kierunku zegara... 
Przypadek? Nie sądzę.

Chwalę się. A co.

2 komentarze:

  1. Jeśli mnie pamięć nie myli, Rybka ma już sześć miesięcy na liczniku. I tak teraz będzie, i to wcale nie jest przypadkiem, ani trochę. Pamiętam swoje własne zaskoczenie, jak z rozpędu powiedziałam do J., zakładając jej polar: "Przełóż grzechotkę do drugiej rączki" - a ona PRZEŁOŻYŁA. A miała właśnie niecałe sześć. Oraz jak powiedziałam, że pójdziemy na spacer, a potem nie poszłam - J. marudziła, nie chciała zasnąć, chciała wyglądać przez okno, aż mnie olśniło - spacer! uspokoiła się natychmiast, jak zaczęłam ją szykować do wyjścia. A nie była to stała pora spaceru,. No i J. miała cztery miesiace.
    Dzieci są o wiele dalej, niż nam się wydaje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie fajny ten rozwój. :)))

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.