czwartek, 19 listopada 2015

O telefonie

Smartfon, jaki jest, każdy widzi. Wielkie toto, z kieszeni wypada, ale... jakież daje poczucie łączności ze światem zewnętrznym! 
Będzie o telefonach, bo na ten wpis zbiera mi się już od dłuższego czasu.
Punkt pierwszy.
Wiem, że powinnam rzadziej go używać. Muszę jeszcze rozsądnie przemyśleć, co by oznaczało to "rzadziej", jak to sobie doprecyzować. 
W pewnym momencie mojego bycia mamą, ze względu na to, że 98% mojej doby spędzałam w domu, moja uwaga w naturalny sposób przeniosła się do "miejsca", gdzie nadal mogę utrzymywać kontakty z ludźmi, gotując jednocześnie obiad, czy bujając usypiającego w wózku malucha. 
Teraz czuję jednak, że Internet tej mojej uwagi pochłania zbyt wiele, choć dużo mi daje - przede wszystkim świadomość, że mogę z kimś powymieniać doświadczenia, przeczytać aktualne informacje ze świata lub najzwyczajniej po prostu pośmiać się z jakiegoś "mema".

Punkt drugi.
Podoba mi się tekst z blogu Mataja w tym temacie. Jak zwykle, chodzi po prostu o to, żeby w żadną stronę nie przesadzić. Można wyrzucić telefon, laptop, telewizor do kosza i czuć się w ten sposób rozgrzeszonym. Ale - uwaga - nasze dzieci głupie nie są i kiedyś ten telefon, laptop, telewizor stanie się ich rzeczywistością, bo choćbyśmy ich nie wiem, jak je przed tym strzegli - znajdą je. I - coś, nad czym zawsze się zastanawiam - czy wtedy będą wiedziały, jak z tych "dobrodziejstw" rozsądnie i z umiarem korzystać, skoro im tego wcześniej nie pokażemy?
U nas w domu nie ma telewizora, ale to z tej prostej przyczyny, że nie mamy już na telewizję czasu, informacje i rozrywkę znajdujemy w Internecie i to nam wystarcza. Nie uważam jednak, że każdy dobry rodzic powinien telewizor zamknąć na kłódkę.

Punkt trzeci.
Bardzo trudno znaleźć mi ten "złoty środek" w kwestii używania nowoczesnych technologii. Widzę, że moje dzieci aż piszczą na widok telefonu. Próbowałam im go nie pokazywać, chować przed nimi. Próbowałam też im go dawać z umiarem (głównie aby z kimś porozmawiały, albo zobaczyły zdjęcia rodzinne). Niestety, żadna z tych taktyk się nie sprawdziła, nadal telefon jest ich najważniejszą zdobyczą (jeśli akurat gdzieś go znajdą). 
Ciężko mi też jest z kimkolwiek porozmawiać - wychodzę do drugiego pokoju, kiedy wiem, że nie patrzą, ale zawsze to wywęszą, a kiedy już to się stanie, dalsza rozmowa telefoniczna jest niemożliwa, bo wyrywają mi słuchawkę... No, cyrki. 
Na pewno rozwiązaniem nie będzie ofiarowanie im telefonów do użytku kiedy tylko chcą, bo jestem pewna, że akurat ta taktyka nie jest tym, o co mi chodzi. 

Także temat ten nadal jest dla nas do przemyślenia, jak to ugryźć, żeby moje dzieci traktowały telefon, jako pomoc - np. w utrzymywaniu kontaktu z innymi, ale nie cel ich marzeń, a jednocześnie żebym była w stanie czasem w spokoju dodzwonić się do przychodni, czy banku.

Punkt czwarty.
Na pewno Internet jest wciągający. Nikt chyba nie zaprzeczy. Media społecznościowe także. Wsysają uwagę i czas. Warto się zastanowić, czy mądrze z nich korzystamy, czy też już wchodzimy na drogę uzależnienia się od nich? 

Punkt piąty.
Niedawno czytałam artykuł (nie pamiętam tytułu, ani autora, oczywiście czytałam... w Internecie) o tym, że dzisiejszy człowiek znajduje się w stanie stałego rozproszenia uwagi. Gdziekolwiek jesteśmy - na spotkaniu, w domu, na obiedzie, w pracy, towarzyszy nam telefon. Co chwilę na niego spoglądamy, mimochodem nawet sprawdzając godzinę, czy też nikt nie dzwonił, a może dostaliśmy SMS'a lub wiadomość na poczcie, czy portalu społecznościowym. To takie "rozedrganie", w którym żadna z podejmowanych jednocześnie czynności nie jest wykonywana w 100%. Telefon (bo to głównie o niego tu chodzi, ale może być też inne nowoczesne medium) kradnie nam uwagę, którą pozbawiamy na żywo naszych rozmówców, a może współpracowników oraz członków rodziny.

Słyszałam też, że od pewnego czasu lokale, serwujące posiłki, notują niższe przychody, ze względu na to, że ich klienci siedzą tam dłużej - muszą każdy posiłek sfotografować, wrzucić na FB informację o tym, gdzie siedzą i z kim oraz strzelić sobie kilka selfie...

Nie chcę demonizować telefonu, ale przyznacie, że coś w tym jest.

Punkt szósty.
Uważam, że nowoczesne technologie robią dużo dobrego. Gdyby nie one, w obecnej sytuacji ciągłych przeziębień, nie miałabym już kontaktu praktycznie z żadnymi istotami dorosłymi (poza Wielorybem oczywiście). Internet mi to umożliwia. W dodatku często sprawiają mi radość wpisy na niektórych Waszych blogach, odstresowują, albo przynoszą ciekawe informacje. To odskocznia od stałych obowiązków. Dzięki temu, mogę wrócić do "domu" - wraz ze swoją całą uwagą - z naładowanym akumulatorem.

Problem w tym, jak z tego dobra mądrze korzystać.

Poza punktami, sedno.
Muszę przemyśleć i zdecydować - ile, jak i kiedy mogę korzystać z tych dobrodziejstw? Co będzie dobre dla mnie, Wieloryba i dzieci? 

Jeśli dysponujecie jeszcze jakimiś ciekawymi linkami w tym temacie, podrzućcie. Chętnie poczytam - na smartfonie, ha, ha. 

Poniżej parę "moich" linków - trochę na poważnie, trochę z przymrużeniem oka.
- nieco drastycznie 
- Matka Po Godzinach coś o tym wie
- Ciekawy pomysł
- Ostatnie selfie kota
- Z życia wzięte
- Ach, i jeszcze mama, tata, tablet



2 komentarze:

  1. Ależ trafiłaś! Bardzo mi ten temat ostatnio chodzi po głowie, chociaż mniej z powodu telefonu, a bardziej z powodu koputera. I fejsa, oczywiście.

    Ale co do telefonu jeszcze - nie mam smartfona, tylko bardzo, bardzo starą nokię. Zastępczą. da się z niej tylko dzwonić. Zero zainteresowania. Natomiast smartfon ojca dzieciom - ho, ho! Rysowanie, układanie zapałek... Joasia wsiąka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, smartfon, to obiekt pożądania. Ale, naprawdę, 2 - latka może się bez niego obejść. Problem pojawia się, gdy widzi go w zasięgu wzroku lub też ktoś próbuje przezeń z kimś innym porozmawiać... I teraz, co z tym fantem zrobić?

      Usuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.