niedziela, 11 stycznia 2015

Wielkie odkrycia Małego Człowieka: chodzenie, mowa, zęby, sen, jedzenie, ludzie/uśmiechy

Przed chwilą wróciłam do wpisu sprzed dwóch miesięcy - tego. I łapię się za głowę, jak wiele się zmieniło.

Pisałam wtedy, że Rybka okazuje nam wiele emocji. Jeśli wtedy je okazywała, to dziś jest to eksplozja emocji w systemie zero - jedynkowym: albo jest radość, albo jest złość. Czasem, czasem zdarza się coś pośrodku - powiedzmy, że coś na kształt zdziwienia. 
Przytula się, całuje, robi "cacy" - z własnej inicjatywy. Z drugiej strony potrafi też podrapać, uderzyć, ścisnąć. Te chwile są chyba najtrudniejsze i dla niej (bo to jest jej reakcja na to, kiedy czegoś zabraniamy lub nakazujemy, czemu ona się sprzeciwia), i dla nas (bo trzeba cierpliwości, żeby sobie wtedy przypomnieć, że ona nie robi tego nam "na złość", ale, że stale testuje granice). Tłumaczymy wtedy, że rączki służą do głaskania, a nie do szczypania. Trzeba to powtarzać do znudzenia, ale po jakimś czasie chyba zaczyna działać (swoją drogą zawsze zastanawia mnie, jak dzieci uczą się bić, skoro nigdy nie widziały, żeby ktoś to robił, a więc odpada naśladownictwo? Instynkt?).

Rybka już chodzi fantastycznie. Sięga coraz wyżej. Teraz jest problematyczne otwieranie lodówki, bo podbiega, krzycząc: "jaja!" i nie pozwala jej zamknąć. Fascynują ją nasze kubki do picia. Na nic się zdały próby przemycenia jej plastykowego zamiennika. Na razie najfajniej napić się z porcelanowych kubków mamy lub taty. W ogóle - co zresztą mówią chyba wszyscy rodzice - najfajniejsze zabawki nie są zabawkami, a już naj najfajniejsze są te zabronione.
Rybka jednak potrafi stosować się do wyznaczonych przez nas zasad, jeśli chce i jeśli jesteśmy w nich konsekwentni. Pamiętam np. jak któregoś dnia podeszła do listwy z gniazdkami (zabezpieczonej, oczywiście) i pokazywała mi paluszkiem, że nie wolno... po czym zasłoniła listwę poduszką, żeby jej nie było widać. Chyba po to, żeby jej nie kusiło. Coś niesamowitego!

Od kilku dni Wieloryb i ja też dumnie opowiadamy wszystkim, że Rybka świetnie układa klocki. Jak na jej wiek, to chyba naprawdę całkiem nieźle, bo ten etap charakteryzuje się raczej rozwalaniem, niż budowaniem czegokolwiek. Tymczasem Rybka oprócz tego, że z wielką przyjemnością burzy budynki stworzone przez tatusia, coraz chętniej też sama układa wieże... Wiem, że to typowe, że rodzic zachwyca się tym, co robi jego dziecko, nawet, jeśli nie są to wcale spektakularne wyczyny... ale jednak wydaje mi się, że to naprawdę szybko jej poszło. Trudna to sztuka, bo klocek najpierw trzeba położyć na drugim, obrócić odpowiednio i jeszcze docisnąć. A ona to tak sobie zaczęła robić z dnia na dzień (z pomocą Wieloryba). Radocha.

Co do mowy... Liczba wypowiadanych przez nią słówek bardzo nie urosła, a jednak wydaje mi się, że jej komunikacja jest coraz lepsza, a to przez miny, gestykulację. 
Uwielbiam jej żarty.
Wczoraj Wieloryb, opowiadając mi coś trochę się zaciął, mówiąc: "bo, bo, bo...", na co Rybka wykrzyknęła ze śmiechem: "bobo" i kazała mu to powtarzać. Takie historie zdarzają się często.  

Rybce przybywa ząbków, teraz idą tylne - co niekiedy objawia się jej ogólną nerwowością, płaczliwością, problemami ze snem.
Sen znów zaczyna być tematem numer jeden, bo z jednej strony nocą śpi bardzo długo (jakieś 9 - 10 godzin), z drugiej jest to sen często bardzo niespokojny, urywany. Z trzeciej jeszcze - mam wrażenie, że jej się przestawia rytm dnia (bo od kilku miesięcy mamy coś takiego, a jakże) i... drzemka w ciągu dnia będzie albo później (a więc znów opóźni się także pora kładzenia spać na noc), albo w ogóle jej nie będzie, bo już się to zdarza (a więc kładzenie się spać będzie z kolei dużo wcześniej). Nie chciałabym, żeby ta drzemka całkiem zniknęła, bo Rybka jest jeszcze chyba za mała na to, żeby zupełnie nie spać w dzień. Sen czyni cuda i pozwala na odpoczynek organizmu, a Rybka ma przecież po czym odpoczywać!
Bardzo trudne jest jej usypianie. Niekiedy trwa pół godziny, częściej godzinę, czasem nawet... dwie. I niestety nie jest to tak, że możemy po prostu zostawić ją, bawić się z nią, żeby się zmęczyła i sama zasnęła. Kładziemy ją zawsze dopiero wtedy, kiedy wydaje nam się zmęczona, czyli: upłynęło już ładnych kilka godzin od drzemki, opadają jej powieki (nie wiem, jak to dobrze opisać, ale zmniejszają się oczka, wiecie, o co chodzi), jest bardziej płaczliwa i na widok poduszki - przytula się do niej. Nie zdarzyło nam się jeszcze, żeby sama zasnęła (poza fotelikiem samochodowym, a wyjmowanie z fotelika jest z kolei jednoznaczne z obudzeniem się). 
Rybka jednak od początku niechętnie spała, więc nie dziwią mnie te zawirowania ze snem, ważne, że noce są już przespane i że jakiś rytm jest.

Co do jedzenia - uwielbia zupy. Od dziadków dostaje zblendowaną jarzynową z mięsem (to standardowo raz dziennie), a do tego zazwyczaj jeszcze drugą, inną zupę, wykonaną przez rodziców. Krupnik, koperkowa, jarzynowa, barszcz, a nawet po prostu rosół, są jej przysmakiem. Hitem jest także makaron - solo lub z serem. Wieczorem dostaje serek waniliowy (kupny, ale o całkiem przyzwoitym składzie). Najgorzej idą śniadania, ale może uda mi się znaleźć coś, co jej rano zasmakuje i nie będzie czystą chemią, co jest niełatwe. 
Niestety niedawno z racji różnych spotkań towarzyskich i świąt zaczęła jeść ciastka. Do tej pory było to przez nas dość kontrolowane, aktualnie - przez jej mobilność - spod kontroli się nieco wymknęło, bo sięgnie to tu, to tam i zazwyczaj coś sobie ze stołu interesującego zgarnie... My przy niej takich smakołyków nie jemy, ale przy gościach lub tym bardziej kiedy sami jesteśmy w gościnie trudno, żeby nic nie było na stole. No, nic, to temat do przemyślenia.

Rybka nadal lubi ludzi. Bardzo. Ludzie są dla niej najlepszym pocieszeniem w czasie złego nastroju. Ludzie są jej potrzebni do szczęścia. Ludzi musi mieć wokół siebie, żeby czuć się dobrze. Potrzebuje ich uwagi i radości. Towarzyskie stworzonko. Hmm... po mamusi.

A co do Małej?
Wiem, że na razie piszę o niej stosunkowo niewiele, ale wiecie, jak to jest - pierwsze trzy miesiące życia dziecka nazywane bywają czwartym trymestrem ciąży. Na razie Mała jest aniołkiem - śpi i je. Czasem trochę marudzi, ale to najczęściej brzuszkowe sprawy, które w chwilkę potem się rozwiązują. W nocy śpi całkiem ładnie, chociaż zdarzyło nam się już kilka niemal nieprzespanych w całości nocy, jednak takie mogę policzyć na palcach jednej ręki. Poza tym jest cudownie spokojna i radosna.

Zaczęła się już świadomie uśmiechać, co jest bardzo miłe i wyczekiwane ze strony rodziców i bliskich.   

I tak to sobie te dziewczynki rosną, a ja próbuję uchwycić te ich osiągnięcia i spisać, żeby móc im to kiedyś przypomnieć. I żeby mieć co wspominać, kiedy będą już dorosłe.

2 komentarze:

  1. Ach jak ja wszystkim zazdroszczę drugiego dziecka.....Życzę wszystkiego dobrego oczywiście i faktycznie każdy choćby mały krok w życiu małego dziecka jest ogromna radością dla rodziców :)

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.