piątek, 23 stycznia 2015

Prysznic w wersji LUX

Nowej notki nie ma już niemal dwa tygodnie nie dlatego, że brakuje tematów lub chęci. Oj, nie. Po prostu rzeczywistość mi ucieka sprzed nosa i nie nadążam.
Pamiętam, jak w czasie studiów robiłam mnóstwo rzeczy. Chodziłam na kursy, zajęcia, spotkania. Pisałam artykuły. Pracowałam w kilku miejscach. Śpiewałam w chórze. 
Praktycznie każdy wieczór miałam zajęty. Kalendarz zapełniony. I wydawało mi się, że mam tak mało czasu!

Potem wyszłam za mąż. Paradoksalnie - czasu dla dwojga przybyło, ale czasu w ogóle ubyło, bo doszły obowiązki domowe, przygotowywanie posiłków, sprzątanie, zakupy do domu i planowanie czasu już we dwoje, a więc nie "pójdę do znajomych", ale "pójdziemy do znajomych". W związku z tym czas znowu się skurczył, a pierwsze miesiące, spędzone na wybieraniu żelazka, odkurzacza, garnków, urządzaniu mieszkania... pamiętam jako jedno mignięcie.

Pierwsza ciąża, to był luz. Najpierw jeszcze praca i tam aktywność, ale potem, na L4... spokój. Spacerkiem po lekkie zakupy (żeby czasem się nie natachać), masowe pochłanianie owoców. Dylemat dnia: co zrobić na obiad? Kilka godzin snu (nie mówię o nocy) i czytelnicze opróżnianie połowy osiedlowej biblioteki*.

A potem nagle... bum!
Rybka - i nie ma, że noc, czy nie noc. Jeść, spać, bawić się, skakać, nosić, kupa, źle, huśtawka, książeczka, grzechotka, zupa, mleko, goście... I to jest tak, że potrzeby dziecka z czasem zmieniają się, ale chyba też rosną - bo jest większe, mądrzejsze, rozumie i chce więcej.
A potem pojawiła się Mała. I to wszystko, co wyżej trzeba sobie pomnożyć przez dwa, z mniejszym co prawda natężeniem, ale jednak. 

Ten czas jest radosny, pełen wydarzeń, nowości, osiągnięć dziewczynek, czasem też ich złych humorów i naszych niedociągnięć. A jednak mam wrażenie, że niknie w mgnieniu oka. Siadam do komputera, kiedy obie już zasnęły i chociaż próbuję załatwić najprostsze sprawy, zamówić jakieś potrzebne rzeczy lub odpowiedzieć na kilka wiadomości od znajomych... okazuje się, że mija jedna, druga godzina.

I jest to taki etap, że luksusem jest wzięcie prysznicu na spokojnie (bez wybiegania w niepełnej garderobie z łazienki, bo akurat któraś się obudziła - a mam teorię, że Mała budzi się natychmiast, kiedy postawię stopę w wannie). 
Nie powiem, ciekawie jest. Czasem weselej, czasem smutniej, ale na pewno ciekawie.

*Trochę głupio mi się napisało, ale nie zmieniam.

4 komentarze:

  1. Na pewno jest .....INACZEJ ;) wierz mi, na wszystko mozna znaleźć chwilę :) mówisz mężowi żeby ogarnął dziecko, a ty przez godzinę zamykasz się w łazience albo łączysz przyjemne z pozytecznym i spacer z dzieckiem łączysz z szybkim marszem dla przyjemności i spalenia kalorii (O ile dziecko jeszcze w wózku jeździ), na wszystko znajdzie się sposób, tylko trzeba go szukać i się nie łamać :) Kuzyn męża dziwi się, że mając dziecko możemy czytać książki czy oglądac filmy , a przeciez dziecko to owszem "pochłaniacz" czasu, ale bez przesady, nie dajmy się wchłonąć tak całkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od wieku oraz charakteru dzieci. Jeszcze kilka miesięcy temu czytałam kilka książek tygodniowo, obecnie jedną próbuję przeczytać od trzech miesięcy. ;) Wieloryb robi, co może, uwierz mi. ;)

      Usuń
    2. fakt, wiele zależy od charakteru i wieku dziecka :) My z mężem mniej teraz mamy czasu dla siebie niż kiedy Izka była maleńka, wtedy mogłam wyjśc do łazienki i luz, a teraz......jak tylko wejdę to ona nagle cos potrzebuje ode mnie :)

      Usuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.