poniedziałek, 11 sierpnia 2014

2

Obserwuję moją Rybkę i nadziwić się nie mogę, jak szybko to moje Maleństwo rośnie. Jak się zmienia. Jak rozwija. Jak odkrywa siebie, innych, otoczenie, świat. Jak wielką radość daje wszystkim naokoło.

I wtedy przychodzi mi do głowy, że mogło być zupełnie inaczej. Że od połowy ciąży wiedzieliśmy, że jej i moje życie jest zagrożone. Że lekarze przedstawiali nam różne możliwe wersje wydarzeń, najczęściej smutne, przerażające tragiczne. 
A teraz? 

Rybka jest okazem zdrowia. Jest duża jak na swój wiek, pyzata i wcina wszystko, co znajdzie w pobliżu.
Co to dla mnie oznacza?
Cud.
Od połowy ciąży mój stan psychiczny, to była jedna wielka huśtawka. I wcale nie wynikało to z buzujących we mnie hormonów. Z natury jestem raczej stonowana, nie miałam też wyjątkowych zachcianek w ciąży, nie zmieniał mi się nastrój tak, o, bez powodu.

Huśtawka psychiczna, na której się znalazłam, rozpoczęła się po badaniu połówkowym. 
Wcześniej też były różne problemy - a to anemia, a to maluszek mały i nie wiadomo, czy się dobrze miewa. To jednak wszystko było w pewnej normie. Tymczasem badanie USG 4D pokazało coś innego.

Nie będę opisywać szczegółów medycznych. Najważniejsze, co potem słyszeliśmy od lekarzy.
A to, że dziecko nie przeżyje (ciąży lub porodu albo później, po porodzie). Że ja nie przeżyję porodu. Że prawdopodobnie urodzę znacznie wcześniej. To jedna grupa lekarzy.
Druga na to mówiła, że może nie będzie tak źle. Że jeśli dziecko przetrwa całą ciążę i poród, to owszem, będzie konieczna operacja, ale że damy radę, że to się leczy. A niektórzy, że na razie nie ma nawet wskazań do cesarki.

I tak huśtałam się między smutkiem i radością, między spokojem i trwogą przez kilka miesięcy. Nigdy jeszcze tak, jak wtedy nie odczułam pomocy, obecności innych. W naszej intencji modliło się wiele osób. Często otrzymywałam pokrzepiające SMS - y, maile, telefony. 

A ja zastanawiałam się, jak to będzie. W końcu sprawę zostawiłam Bogu, bo własnymi siłami nie byłam w stanie zrobić nic.
I stał się cud.

Urodziła się Rybka - dzień po terminie, w sposób naturalny, cała, zdrowa, wielka (!), bez żadnych problemów.
Nigdy nie zapomnę, jak czekaliśmy na jej pierwszy krzyk, jak ten krzyk nas ucieszył...
Długo nie mogłam uwierzyć, że ona już ze mną jest. Że jestem mamą. Że urodziłam! 

Przez kilka miesięcy wykonywaliśmy przeróżne badania. Najpierw po porodzie lekarz - chirurg - ocenił, że musimy się spotkać za miesiąc i umówić na termin operacji, bo sytuacja tego wymaga. Kiedy przyszliśmy po miesiącu okazało się, że... że nie ma czego wycinać!
Wierzycie w cuda? Ja wobec powyższego nie mogę nie wierzyć.

Podczas wszystkich kolejnych badań okazywało się, że owszem, coś tam jest, ale w zasadzie nic groźnego, musimy tylko kontrolować sytuację, wykonywać badania raz w roku. Raz w roku, rozumiecie, a nie myśleć o tym, że nasze dziecko jest nieuleczalnie chore lub też czekać na najgorsze!

Potem postanowiłam, że jeśli będę kiedyś jeszcze w ciąży, to nie będę się stresować. Nie będę martwić się wynikami badań. Bo po pierwsze - nic nie mogę na nie poradzić (w większości), po drugie - jedynie Bóg może coś z tym zrobić, jeśli lekarze nie mogą już pomóc, po trzecie - dzieci mają niezwykłą wolę życia i niekiedy zadziwiają całą służbę medyczną, jak radzą sobie z tym, z czym lekarze sobie nie poradzili.

I co?
I znów jestem w ciąży. 
Tak, tak, Rybka będzie miała Siostrzyczkę.
Jeszcze nie znamy jej imienia, nie mam pomysłu również na pseudonim blogowy. Ale nie spieszy się. Do listopada mamy jeszcze sporo czasu.
I wiecie co?
Nie stresuję się. Choć wyniki badań są różne. Choć mam zalecenie odpoczywania, nie dźwigania, leżenia (haha, przy 10 - miesięcznym dziecku). Jest dobrze. I choćby nie wiem co, będę się tego trzymać. Po to, żeby maluch nie musiał odczuwać moich stresów.
Będzie dwójeczka. 
Oj, to dopiero będzie zabawa!

P.S. Rzadko piszę takie osobiste posty, ale postanowiłam, że tym razem napiszę. Może któraś młoda mama też ma "trudną" ciążę? Wiem, że nie zawsze kończy się happy - endem, niestety. I uważam, że dobrze wiedzieć, czego się możemy spodziewać, nastawić na te gorsze scenariusze, przerobić tę trudną sytuację. Nadziei jednak nie wolno tracić. Nigdy.

6 komentarzy:

  1. Gratuluję :) strasznie się cieszę!
    Rybka teraz ma 10 miesięcy? Jak noce i drzemki?
    Jak mamusia znosi ciążę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, 10 miesięcy. Ze snem, to jest w ogóle temat na oddzielną notkę, na pewno niebawem ją napiszę, bo zawierucha jest niezła. ;)
      A ja ciążę znoszę nieźle, choć trudno się odpoczywa przy maluszku. Mąż bardzo pomaga, ale on też już odczuwa brak czasu i nawał obowiązków. Ale jest dobrze. :)

      Usuń
  2. Czekam zatem na notkę o śnie, bardzo !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudna wiadomość! :D Choć jeszcze trochę czasu zostało, już teraz życzę błogosławieństwa, pełnej ufności i szczęśliwego rozwiązania oraz radości zarówno ze Starszej Rybki, jak i z Młodszej :-)

    Czytelniczka I. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.