poniedziałek, 7 października 2013

Karmienie a szpital

Zanim jeszcze Rybka pojawiła się na świecie byliśmy przekonani do naturalnego karmienia. Przyczyn jest wiele: od zdrowia maluszka począwszy, przez więź z mamą, na dobrostanie mamy skończywszy. I to w wieeelkim skrócie. 
Pamiętam, że leżąc na KTG, widziałam nad sobą planszę z wypisanymi zaletami karmienia naturalnego. Super! - pomyślałam - Szpital wspiera karmienie naturalne. A oto, jak wspiera.


Moja Rybka przyszła na świat z wielkim krzykiem. Następne dni (a raczej noce) ten krzyk zdecydowanie ćwiczyła. Głos to ona ma! A ja, jako matka, stresująca się tym płaczem, chodziłam do położnych pytać, o co chodzi - może coś ją boli, może coś robię nie tak?

Za każdym razem słyszałam: "Pewnie ma pani jeszcze za mało pokarmu" i dostawałam "flaszkę" ze sztucznym pokarmem do ręki. Podobna odpowiedź pojawiła się, kiedy przyszłam z pieluchą - czy na pewno ta kupka jest normalna, bo wygląda jakoś dziwnie, może Mała ma problemy z trawieniem? Najbardziej jednak zdziwiło mnie, kiedy dziecko wracało po badaniach, a ja gdzieś pod kocykiem znajdywałam zakrętkę od butelki po mleku... 
Ogólnie, kiedy jakieś dziecko krzyczało lub było niespokojne, pierwszą reakcją personelu było podanie mu mleka modyfikowanego. Bez informowania o tym mamy. Hm.

A poza tym było chwalenie karmienia naturalnego - "O, panie na tej sali karmią piersią, prawda? Ładnie." Tylko co z tego, skoro brak było innego wspierania tego wyboru?

Odpowiedź - że za mało pokarmu - nie była powodem krzyku Rybki, co ja przeczuwałam intuicyjnie, i co szybko okazało się w domu, w czasie tzw. "nawału pokarmu", kiedy to mleka miałam aż nadto, a moje Maleństwo nadal dawało recitale przez noc od godz. 1:00 aż do 7:00 rano. Prawdziwego powodu jej płaczu właściwie nadal nie znam i szukam, ale jest już nieco lepiej. 

W każdym razie zdziwiło mnie takie dwoiste podejście do naturalnego karmienia w szpitalu.

5 komentarzy:

  1. To, co opisujesz jest karygodne. Prawdę mówiac, nadaje się na skargę do dyrektora szpitala... Trzymam kciuki, bo wiem, jak ten płacz wyprowadza z równowagi. Trzeba do niego duzo sily, cierpliwosci płynącej z wypoczynku... Moja połozna mawiała, że najważniejsze to byc z dzieckiem i uspokajac siebie, by dziecko wyczulo nasz spokoj :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, tylko spokój może nas uratować. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Grzeczne panie, karmią piersią. U nas była karta karmień i nie wypuszczali ze szpitala, jak się jej nie oddało.
    Ale dokarmianie bez wiedzy matki jest karygodne.

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.