Będzie krótko, bo Rybka śpi, Wieloryb śpi, a Wielorybka powinna - póki się da.
Artykuły w sieci opisują dwa zjawiska - baby blues i depresję poporodową. Różnią się od siebie, ale pierwsze może prowadzić do drugiego. Jedno jest czymś normalnym i ustępującym, drugie - chorobowym. W skrócie powiedziałabym, że to spadek nastroju po adrenalinie, towarzyszącej porodowi. Więcej można przeczytać, np. tu.
Zastanawiam się, czy to prawdziwe zjawisko, czy tylko próba wyłuskania go na siłę z innych (mówię o baby blues, nie o depresji poporodowej). Jasne, że spadek nastroju jest. W moim przypadku raczej to kwestia nieprzespanych nocy, niż nagłego braku dotychczasowej adrenaliny. Oczywiście - pytanie siebie o to, czy jest się dobrą mamą jest, i to nieustannie, ale to chyba tak już zostanie i zdaje się, że wiele matek tak ma (mam nadzieję!).
Nie wiem, jak to jest z tym baby blues. Nie wiem, czy to mam. Wiem, że sen jest na wagę złota i po solidnej jego dawce świat wygląda jakby lepiej... W związku z tym idę sobie zaaplikować to cudownie działające lekarstwo. Bez recepty.
No, jest w tym coś, że baby blues się bierze z niewyspania. Sama pamiętam, jak płakałam ze zmęczenia kilka tygodni po porodzie. Histeria jak nic:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że piszesz.
Ehh, czyli nie tylko ja leję łzy? Dobrze wiedzieć. :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że fajnie. :)