czwartek, 9 października 2014

Nagradzanie

Już chyba pisałam swego czasu, jakie mam podejście do teorii, które mówią, że dzieci nie należy karać, ani nagradzać... Co do kar, zgodzę się. Ale nagradzanie jest dla mnie ważnym elementem wychowania. Brak nagrody jest znacznie bardziej odczuwalny, niż wymyślne kary. Za to nagrody działają tak, że człowiekowi chce się robić więcej.

Oczywiście nie chodzi o nagradzanie za byle co - za coś, nad czym dziecko nie musiało się w ogóle wysilić. To wtedy mija się z celem. 
I nie chodzi o nagrody tylko w sensie materialnym - najcenniejsza jest pochwała, okazanie radości, dumy. I to przede wszystkim.

Już mówię, jak to jest z nagradzaniem u nas.
O nocniku już się rozpisywałam w kilku miejscach. Rybka korzysta, a jakże, z różnym skutkiem, ale zawsze chętnie i widzę, że się stara, że rozumie, wie, o co chodzi i zwykle jej się udaje. Każdą taką próbę nagradzam. Jeśli się udało - jest głaskanie, całowanie i oczywiście pełno słów zachwytu. Jeśli się nie udało - mówię Rybce, że cieszę się, że siedziała spokojnie i próbowała. 

Od pewnego czasu ważne dla mnie stało się nauczenie jej sprzątania po sobie. A raczej świadomości, że trzeba posprzątać po zabawie. Do pewnego momentu wyglądało to tak, że to ja sprzątałam (ona jeszcze nie umiała w żaden sposób mi pomóc), opowiadając przy tym, co "robimy" i dlaczego. Rybka tylko obserwowała, ewentualnie wracała do swoich zajęć (wyciągając co rusz, to co właśnie udało mi się do pojemnika na zabawki wrzucić). Potem był wyścig, komu szybciej uda się osiągnąć cel (czy mnie - i wszystko wyląduje w pudle, czy Rybce - i wszystko wyląduje na ziemi). Oczywiście taka forma nie była zbyt satysfakcjonująca, ale na tamten moment nie miałam innego pomysłu, jak można to zrobić. Jakiś czas temu Rybka nauczyła się wrzucać przedmioty z powrotem do pudełka. Od pewnego momentu stara się również zrobić to, o co się ją prosi (jeśli ma ochotę oczywiście!).
Wykorzystałam to i np. wczoraj po zabawie klockami powiedziałam jej, że teraz musimy posprzątać klocki. Poprosiłam ją, żeby wrzuciła konkretnego klocka do pudełka. Kiedy to zrobiła głaskałam, przytulałam i zachwycałam się. Rybka za to uśmiechnęła się na całą buzię. Proces powtórzyłyśmy jeszcze wiele razy, aż wszystkie klocki wylądowały w pudełku.
Rybka była dumna, ja byłam dumna, a podłoga wyraźnie zaczęła istnieć! Coś wspaniałego.

Podobnie w innych sytuacjach. 
Jeśli zdarza się Rybce krzyczeć - jęczeć, a to zdarza się często, jeśli czegoś chce, staram się wstrzymać z podaniem jej tego, ale tłumaczę, że lepiej jest kiedy nie krzyczy. Jeśli uda się jej uspokoić, podaję jej oczekiwaną rzecz i mówię, że daję jej dlatego, że była spokojna.

Jasne, że nie zawsze wytrzymuję i jestem konsekwentna. Zresztą wiem, że zdecydowanie zbyt rzadko. Staram się jednak i szczególnie teraz - kiedy poród Małej już tak blisko - chcę wykorzystać czas, jaki mamy z Rybką dla siebie.

Wydaje mi się, że te pochwały, drobne nagrody (na razie zupełnie niematerialne!) działają fantastycznie. Rybka od kilku dni nawet sama robi sobie "cacy" - głaszcze się po główce w momentach, kiedy nieuważni rodzice nie stwierdzą głośno pochwały jej zachowania, a ona uważa, że zachowała się bardzo dobrze. Wiem, że wiele dzieci tak robi i uważam, że to cudne.

Tymczasem tyle o nagradzaniu - lubię to!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każde słowo - bardzo dziękuję.