poniedziałek, 14 września 2015

Czereśniowa, moja miłość.

Ci, którzy nas znają, już wiedzą. Ci, którzy nie znają - mają właśnie okazję. Książki uwielbiamy. Mamy oczywiście te ulubione. A najulubieńsze są takie, które możemy czytać - oglądać całą rodziną. I dziś o pierwszym z brzegu przykładzie takich właśnie.



Czyli seria książek o ulicy Czereśniowej. 
Typowych danych za wiele podawać nie zamierzam, każdy może zerknąć w wyszukiwarkę. Jedynie to, czego nie godzi się nie podać, a więc nazwisko Autorki: Rotraut Susanne Berner oraz nazwa wydawnictwa: Wydawnictwo Dwie Siostry. 

Cała seria zawiera 4 książki, związane z porami roku, do tego jedną "nocną" i jeszcze książkę kucharską mieszkańców ul. Czereśniowej. Wiem, że serii przedstawiać nie trzeba, ale może są wśród nas jeszcze jacyś nowi rodzice, którzy o książkach tych nie słyszeli (?!?), albo wahali się, czy warto je kupić. 

Co do tego ostatniego... Krótko powiem: warto. Przynajmniej dla dzieci w wieku niemowlęcym oraz przedszkolnym. Naszej Rybce kupiliśmy kilka miesięcy temu. Myślę, że mogła mieć ok. 1,5 roku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wyszukiwaliśmy na poszczególnych stronach zwierzątka, albo sytuacje, opowiadaliśmy, co mogło się stać i dlaczego. Bardzo polubiła te opowieści, a potem sama zaczęła szukać znalezionych wcześniej przez nas postaci. Z miesiąca na miesiąc miłość ta rośnie, a Rybka chętniej jeszcze do książek tych wraca (na razie mamy dwie, z apetytem na więcej). 

Zaskoczyło mnie jednak, że zainteresowała się nimi nawet Mała (w wieku 10 miesięcy). Nie jest to jakaś ambitna forma spędzania czasu nad książką, umówmy się, ale i tak jest to fajne, że książki już jej się tak spodobały i to właśnie te.
Sprawdziłam też, że i starsze dzieci (3, 4, 5 - latki) chętnie oglądają "Czereśniową". 

Najlepsze jest jednak to, że my z Wielorybem ją uwielbiamy. Kiedy kupiliśmy drugą książkę (przed wyjazdem, żeby w miejscu docelowym dziewczyny miały się czym zająć), powiedziałam do Wieloryba - "Wiesz, pokażemy ją Rybce dopiero na miejscu... ale my oglądniemy teraz, prawda?!" Oczywiście oglądnęliśmy.

Na czym polega jej fenomen? Na tym, że na poszczególnych stronach autorka umieściła całe mnóstwo szczegółów do wypatrzenia. Kiedy wcześniej czytałam o tym w recenzjach, wydawało mi się, że to właśnie jest minus i że w związku z tym taka książka dla małych dzieci się nie nadaje. Myliłam się. Małe dzieci uwielbiają szukać tych szczegółów! Ponadto obrazki są mniej więcej realistyczne, więc koń wygląda, jak koń, a nie pies. 


Poza tym, że każda książka zawiera szereg narysowanych historii (wspaniała uczta dla wyobraźni oraz rozwoju myślenia przyczynowo - skutkowego), ma też sensowny motyw przewodni, jak na przykład urodziny jednej z bohaterek, wokół którego kręci się akcja. 

Nie napisałam najważniejszej rzeczy, a więc ta książka w zasadzie nie ma słów. Piszę "w zasadzie", bo za słowa nie liczyłabym krótkich haseł na tablicach ogłoszeń, czy witrynach sklepów, a takie jednak gdzieniegdzie występują. 

Ogółem to historia mieszkańców pewnej ulicy, a wiele wskazuje, że jest to ulica w niemieckim miasteczku - przynajmniej tym się kierował Wieloryb, który od razu odgadł narodowość autorki. 

My jesteśmy zauroczeni. Od dawna. Wpadliśmy jak śliwki w kompot. I nie możemy nie polecać, choć wiemy, że każdemu "podchodzi" coś innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każde słowo - bardzo dziękuję.