poniedziałek, 17 listopada 2014

Nieporównywalne

Dzieci nie wolno porównywać.
Dorosłych właściwie też.
Wiadomo - każdy jest inny i dobrze, i tak powinno być!
Chciałabym w tym poście porównać więc coś innego... Opiekę, a może po prostu doświadczenia (z rodzaju tych pierwszych), które mam po porodzie jednej i drugiej córy.

Myślicie, że tak można?
Rybka od urodzenia głosik miała nie - noworodkowy. Rodzice wiedzą - noworodek zanim zacznie wrzeszczeć, coś tam sobie mruczy, kwęka, stęka. Rybka nie. Kiedy coś jej nie pasowało, zaczynał się krzyk, bez uprzedzenia i to taki, który stawia na nogi wszystkich w promieniu kilometra. Wiem, bo przychodziły położne w szpitalu do nas nocami pytać, co się dzieje. Nie pomagała na to ani pierś, ani butelka, ani później smoczek, ani właściwie nic. Bardzo łatwo się denerwowała - nie ta pozycja, nie to światło, nie ten dźwięk... właściwie wszystko mogło spowodować powrót płaczu. Nie wiedzieliśmy, co robić. Inni też nie wiedzieli. 

Dziś tłumaczę to sobie tym, że bardzo stresowałam się w ciąży z Rybką. Lekarze nie dawali nam wtedy zbyt wielkich szans, więc mniej więcej od USG połówkowego, mój humor i stan co chwilę się zmieniał - w zależności od tego, jakiego lekarza spotkałam, albo co mi ktoś znajomy powiedział, albo czy poszłam gdzieś, gdzie mogłam myśleć o czymś innym. Teraz wydaje mi się, że Rybka niestety w pewnym sensie za to "płaci" i ta jej nerwowość mogła mieć źródło w mojej z okresu ciąży.

W każdym razie Rybkę w okresie noworodkowym (i później!) z równowagi wyprowadzało bardzo wiele. Oprócz tego mało spała. Początkowo w nocy nie spała w ogóle (!!!). Budziła się ok. 23:00 i nie spała do 7:00 rano (denerwując się bardzo). Zdziwiłby się ktoś, kto by pomyślał, że w dzień odsypiała. Miała może ze 2 - 3 drzemki po godzinie, może dłużej. Jako kilkudniowe, kilkutygodniowe dziecko! Z tego, co pamiętam standardy mówią, że taki maluch przesypia 16 - 19 godzin na dobę. Rybka miała dokładnie na odwrót (wiem, że już o tym pisałam, ale ciągle mnie to zadziwia). 

W czasie, kiedy nie spała, jadła lub domagała się noszenia na rękach. Jadła często, mniej więcej co godzinę, czasem co dwie. Nie lubiła żadnego krępowania ruchów. Czy było to zawinięcie w chustę, czy przytulenie - jednakowo odrzucała wszelkie takie próby.

A teraz Mała.
Kiedy położna przyniosła mi ją po nocy, powiedziała: "Ale rozdarta ta Mała! Nakarmiona, przewinięta i dalej krzyczy. Nie wiem, o co jej chodzi?!". 
Nie, nie obraziłam się wcale o tę "rozdartą", bo po wcześniejszych doświadczeniach wiedziałam dokładnie, o czym pani mówi.
Uśmiechnęłam się tylko pobłażliwie i pomyślałam: "oho, będzie powtórka z rozrywki!". 

Tymczasem Mała przy mnie wcale nie była aż taka niespokojna.
Właściwie spała, spała i spała. I jeszcze jadła (za moją "namową"). Po jednym dniu okazało się, że przyssała się na dobre. Kiedy tylko nie spała, jadła. Ja tylko zmieniałam jej pierś. Zabawne były dla mnie reakcje położnych, które np. wywołały nas na jakieś badanie, czy kąpiel - że Mała jest głodna i żeby ją nakarmić. Hm, z tym, że ja ją karmiłam przed wyjściem z sali... Nikt nie chciał mi wierzyć, obserwując jej zachowanie.

W domu to "przyssanie" Małej jeszcze się powiększyło. Potrafiła budzić się w nocy i ssać (aktywnie, naprawdę bez zabawy, czy przytulania się do piersi) bite dwie godziny (z przerwami na kilkukrotną zmianę pieluszki - po takim jedzeniu kupki były co chwilę). Początkowo myślałam, że oszaleję z bólu przy każdym wgryzaniu się Małej, ale na szczęście po kilku dniach ból zelżał, a i Mała zaczęła nieco ograniczać apetyt... Nie, żebym jej żałowała pokarmu, jednak obecny system jest dla mnie nieco bardziej wygodny. 

Aha, no i Mała, co prawda potrafi być głośna, ale - uwaga - płacze jak noworodek! Zanim zapłacze, wierci się, kręci, coś tam mruczy... i dopiero po chwili zaczyna płacz. I to taki zwykły, maluszkowy. W dodatku pierś najczęściej jest receptą na całe zło.

Co mnie jednak skrajnie zaskoczyło, to jej sen. Rybka bawi się w tym samym pokoju, stukając klockami, śmiejąc się, zrzucając i rozsypując coś po podłodze... Mała nic. Rybka podchodzi, trzęsie łóżeczkiem (tak, buja Małą), Mała nic. Mija godzina, dwie, trzy (pora karmienia!), Mała nic. 
W zasadzie, kiedy chcę ją obudzić, działa jedynie mycie, dotyk zimnej chusteczki nawilżonej, ale i to nie zawsze. Szok.
W pierwszych dniach dzwoniłam do Mamy i pytałam, czy to naprawdę normalne, że moje dziecko tylko je i śpi? Podobno normalne. Już się przestałam dziwić. 

To, że Mała ma taki apetyt na sen (i nie tylko) jest dla nas teraz bardzo przydatne, dzięki temu możemy spokojnie zajmować się Rybką i myślę, że nie czuje ona raczej, że jest na jakimś drugim planie, czy coś. Poświęcamy jej naprawdę dużo uwagi. Gdyby Mała była bardziej wymagająca, byłoby to trudne. A tak - mamy taki okres przejściowy, taki bufor, żeby się przygotować na trudniejsze momenty, gdy Mała już będzie chciała się bawić, czy będzie potrzebowała bardziej naszej uwagi, a Rybka wcale nie będzie potrzebowała jej mniej. 

Powiem Wam, że...
... fajne te nasze dziewczyny.
 

3 komentarze:

  1. No pewnie, że fajne! Wszystkie trzy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No pewnie że fajne! A dzieciaki są bardzo różne, widzę to po swoich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bardzo. Niesamowite to. :) Ci sami rodzice, a "efekt" tak różny. ;)

      Usuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.