niedziela, 23 listopada 2014

Mama do przytulania

Różne są podejścia do wychowania. Nie mówię o tych teoretycznych, bo to w ogóle do wyboru, do koloru. Chodzi mi o takie prozaiczne różnice codzienne. Niby wydaje się, że chodzi nam o to samo... ale jednak nie.

Spotkanie rodzinne. Na nim mój Chrześniak (wówczas może 5, 6 - letni) i jego rodzice. Tego dnia dostał wypasiony balon w kształcie helikoptera, oczywiście z helem, więc wisi u sufitu. W pokoju Chrześniak, jego tata, brat taty, dziadek i ja. Chrześniak z ciekawością właściwą swojemu wiekowi dźga czymś w balona. Balon z właściwą balonom specyfiką, pęka. 
Chrześniak się tego nie spodziewał. Zbiera mu się na płacz.
Panowie komentują: "No, nie płacz, przecież sam go sobie rozwaliłeś".
Mnie żal Chrześniaka, ale powstrzymuje mnie jego tata: "Przecież wiedział, co robi". Chrześniak ma łzy w oczach.
Do pokoju wchodzi jego mama. I co? I po prostu go przytula. A potem obiecuje, że wezmą helikopter do domu i chociaż go skleją. 
Od tamtego czasu przez kilka lat w jego pokoju w charakterze plakatu wisiał ten poklejony taśmą, płaski helikopter.

Ta sytuacja przypomina mi się wielokrotnie, kiedy Rybka zaczyna krzyk - płacz o coś, o co z naszej, dorosłej perspektywy nie powinna. Najczęściej kiedy np. czegoś jej nie wolno, ale mimo to tego czegoś chce. Albo kiedy robi coś, czego nie powinna (drapie, szczypie, trzęsie stołem, itp.), a my tego zabraniamy, zabieramy ją z danego miejsca lub zabieramy przedmiot "sporu". Kiedy marudzi bez widocznego powodu.

Wiele osób wtedy mówi, że to nieładnie, że "nie wolno płakać"* i żeby ją np. wtedy zostawić samą w pokoju, żeby się uspokoiła. 
Moje serce zwykle mówi na to: "nie".
Znacznie bardziej wolę podejść do niej i powiedzieć np. "Smutno ci, bo chciałabyś ... (tu określona rzecz lub czynność), ale nie wolno, prawda?". I przytulić. Wtedy czuję, że staram się zrozumieć, o co jej chodzi, a przynajmniej, że ona może to czuje. 

Wiadomo, że nie zawsze tak można. Zdarzają się sytuacje czarno - białe, kiedy zdecydowanie musi widzieć moją stanowczą reakcję. Czasami też miewa taki humor, że te sytuacje zdarzają się co chwila, więc po prostu cierpliwości na takie rozmowy też nie wystarcza. Staram się jednak jak najczęściej podchodzić do tego właśnie tak. Zapytać: "masz zły humor, Rybko, co?". 

Potem mi mówią, że Rybka jest rozpieszczona. A może i jest. Wolę jednak, żeby była rozpieszczona, niż czuła się niekochana lub nierozumiana.
Na pewno popełniam błędy, ale pewnie dostrzegę je za parę lat. A pomysł na to, jak mogłabym je zmienić (gdybym cofnęła czas) przyjdzie za kolejne parę. 

Tak sobie myślę, że mama, to osoba, która obdarowuje miłością. W wielu aspektach i sytuacjach. Moje dziecko więc przede wszystkim ma czuć, że je kocham. Czy zachowuje się dobrze, czy źle, kocham je zawsze. Może mi się nie podobać to, co robi, ale i tak je będę kochać. 
Taka mama do przytulania i łagodzenia zła całego świata.


* Na te słowa mam alergię...! Ja też czasem potrzebuję się wypłakać. 

6 komentarzy:

  1. Czasem sobie mysle, ze gdyby ludzie dorosli pamietali o tym jak czuli sie jako dzieci lepszymi byliby rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, że kiedy sytuacja tego wymaga trzeba być stanowczym, bo dziecko pójdzie w świat który jednak nie różowy, ALE okazywać miłość dziecku i zrozumienie trzeba na każdym kroku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiła na ten Twój wpis w bardzo odpowiednim momencie.
    Dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.