piątek, 19 lipca 2013

Kindersztuba

Długo, długo nie było nic widać. Brzuszek zaczął się powolutku zaokrąglać ok. 5 miesiąca. I potem już poszło. Od 7 miesiąca z dnia na dzień staje się większy. I fajnie. W końcu czuję, że jest. Choć tak wielorybieję przy okazji.

Byłam ciekawa, jaka będzie reakcja otoczenia - nie spośród znajomych, ale obcych. Czy ktoś dziś w ogóle zauważa, że obok jest kobieta w ciąży? Że może jest słaba lub potrzebuje usiąść?
A może będę budzić zgorszenie? (że w tak młodym wieku - bo podobno na swoje lata nie wyglądam). Tu dygresja - kiedy swego czasu poszłam przed ślubem wyjąć metrykę chrztu z mojej pierwszej parafii, ksiądz popatrzył na mnie i sympatycznie zapytał: "Nie wiedziałem, że przyjmujemy do ślubu dzieci?". Uśmiechnęłam się i nic. Potem zapytał o datę mojego chrztu. Podałam. Oczy wyszły mu z orbit i powiedział, że wyglądam na jakieś dziesięć lat mniej. Właściwie kiedyś będę się cieszyć, obecnie to czasem sprawia problemy.


Wcześniej najbardziej zastanawiała mnie kwestia ustępowania miejsca w MPK.
Kiedy jeszcze moja ciąża nie była widoczna gołym okiem - a było tak ładnych kilka miesięcy - głupio mi było prosić się o miejsce. Koleżanki mówiły, żeby wyrzucić z siebie taki wstyd, tu przecież chodzi o dziecko, o jego zdrowie! I racja. Ja jednak tak nie potrafię. Szczególnie przy tym moim małoletnim wyglądzie. Głupio mi i tyle.

Niedawno zauważyłam ciekawą rzecz. Nie jest tak, że ludzie są ślepi. Nie. Odkąd "zwielorybiałam", nawet dość często zdarza mi się spotkać z uprzejmością ludzką w postaci ustąpienia mi fotela. To bardzo miłe! Nawet, jeśli nie zawsze z tego korzystam. Ale - co ciekawe - w MPK miejsca ustępują... tylko kobiety! (przynajmniej na podstawie moich doświadczeń - może ktoś ma inne?).
Zdziwiła mnie ta obserwacja. Bo niby dlaczego tak jest? 
Mój Wieloryb mówi, że prawdopodobnie kobiety znacznie bardziej zwracają uwagę na innych, przyglądają się, kto wsiada,  kto jest jak ubrany, kto jest kim dla kogo, itd. Mężczyzna, jak już sobie usiądzie, to nie obserwuje innych ludzi, ewentualnie sobie myśli. Nawet o niczym.  Wyłącza się.
Możliwe, że tak jest. I nie dotyczy to bynajmniej samych młodych facetów (bo ta dzisiejsza młodzież). Mówię o wszystkich. Generalizuję.

Zdarzył mi się jeden wyjątek od tej reguły, za to w przychodni. Kolejeczka, jak ta lala, przede mną starszy pan, utykający na jedną nogę. Zauważył mnie i przepuścił. A dalej przed nim kilka pań - w średnim wieku, szalenie zajętych rozmową...

To nie jest tak, że codziennie jestem omdlewająca i potrzebuję wszystko załatwić na już, że nie mogę sobie poczekać spokojnie w kolejce. Jasne, że mogę. Ale są takie dni, kiedy dla "ciężarówki" takie stanie i czekanie staje się niebezpieczne.

Wybaczcie kolejną dygresję. Paradoks: szpital ginekologiczno - położniczy. Jedna rejestracja. Brak okienka z "informacją". Czyli każdy petent, nawet taki, który po prostu nie wie, do którego gabinetu ma się udać, chcąc, nie chcąc, staje w kolejce do rejestracji. Są też przypadki z karetek, rejestrowane poza kolejnością - w tym samym miejscu. 
Oczywiście przeważająca grupa tych w kolejce, to panie charakterystycznie zaokrąglone w okolicach brzuszka. I tak się tam stoi, niejednokrotnie godzinę lub dłużej. Jest kilka krzesełek. KILKA! Zdarzyło mi się tak w tej kolejce półtarogodzinnej zastanawiać, co by było, gdybym się zaraz przewróciła? Może jednak ci, którzy o tym decydują, kierują się psychologią i czują, że jak taka ciężarówka stoi już ponad godzinę w tej kolejce, to nie zemdleje, bo trzymać ją będzie w ryzach wizja przybliżającego się już upragnionego okienka... Może! Mnie trzymała. Koniec dygresji.

Nie narzekam, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona częstotliwością tych miłych sytuacji w MPK. Przypomina mi się jednak, jeśli chodzi o postawę panów, to, co kiedyś powiedziała mi pewna koleżanka. A mianowicie, że ona bardzo lubi w swoim mężu pewną cechę, niewątpliwie wyuczoną w domu rodzinnym. Niezależnie od miejsca, w którym ów mąż się znajduje (czy to autobus, czy mieszkanie prywatne), nie usiądzie, dopóki jakakolwiek kobieta stoi (nie musi to być nawet starsza pani!). Nie usiądzie, bo mówi, że będzie się z tym źle czuł. Jak to: kobieta stoi, a on siedzi? Nie może tak być przecież. Cudowne! Taki powiew kultury przedwojennej... choć pan ten wcale stary nie jest. A jakie to sprawia cudowne poczucie u kobiet? Że jest się damą. Przynajmniej ja tak to odczuwam.
I dało się? Dało! Kobiety! Uczmy tak swoich synów! I mężów!  
Tym apelem może zakończę ten chaotyczny wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każde słowo - bardzo dziękuję.