wtorek, 14 kwietnia 2015

Wśród ludzi

Ostatnie spotkanie po latach w wąskim gronie. Kolega, który dołączył później znacząco zerka na moją herbatę wśród piw reszty i pyta:
"A ty - herbatkę?"
"Tak, karmię." - odpowiedziałam.
Zniesmaczony: "Mogłaś nie mówić."
...
Możliwe, że powinnam to pozostawić bez komentarza. A jednak.
No bo zastanawiam się, czy to, co powiedziałam było aż tak dziwne, nienaturalne, nie wiem - przykre dla kogoś? Myślałam potem, co innego mogłam odpowiedzieć. "Nie mogę." 
Wyobrażam sobie dalszy ciąg rozmowy.
"A co, jesteś w ciąży?"
"Nie. Karmię." - czyli wracamy do punktu wyjścia.

I tak w kontekście oburzonych komentarzy przy okazji znanego wszem wobec tekstu z wiadomej gazety o rodzicach, którzy w restauracji przewinęli dziecko, że te matki, to tak się rozpanoszyły, że wywalają piersi na ulicach, rozpychają się wózkami i w ogóle, to by chciały opanować świat... No, czuję, że jest trochę inaczej. Może nawet nie trochę.

O bariery komunikacyjne się nie czepiam, chociaż utrudniają życie, ale myślę, że jeszcze trudniej jest innym, np. osobom niepełnosprawnym i to one mają największe prawo do narzekania na to.
Nie czepiam się też o jakieś specjalne względy, nie liczę nawet na przepuszczanie w kolejkach w przychodni, sklepie, czy gdziekolwiek. Choć muszę przyznać, że ostatnio raz mi się zdarzyło, że przepuściła mnie starsza pani w aptece, widząc, że jedno dziecko trzymam na ręku, a drugie leży w wózeczku. I nie powiem, miłe to było z jej strony, i wdzięczna jej byłam bardzo, bo Rybka na ręku w jednym miejscu długo też nie wytrzyma, a ja nie mogłabym stać w kolejce i jednocześnie ganiać jej po całym budynku.

Denerwują mnie jednak rozmowy takie, jak ta wyżej. Nie każdy musi być rodzicem. Nie każdemu musi być bliski ten temat. Ale czy skoro mnie to nie dotyczy - muszę to od razu negować lub wyśmiewać?

Dalej wyglądało to tak:
"Nie chciałam, żebyś czuł się zniesmaczony. Wybacz." - mówię, starając się otwarcie postawić sprawę.
"Nie, spoko, nie jestem głodny." - ?! - "A co toto ty tam masz? Płeć jaka?"
 Dziecko, człowieku. Nawet dwa.

To by było na tyle.
Może mogłam nie komentować. Nie wytrzymałam.

4 komentarze:

  1. Ja wiem, że nie po to pisałaś, ale ubawił mnie ten niegłodny. Taki prosto jak z jakiegoś głupiego dowcipu o Polaku, Niemcu i Rusku.

    A ja, od kiedy jestem w ciąży i karmię, mam często dość odmienną sytuację: moi różni znajomi, niektórzy w wieku mojego taty, z dumą oznajmiają tym, co jeszcze nie wiedzą, że nie piję, bo karmię, i że dwójkę dzieci mam. A potem te parę innych osób przy stoliku w knajpie z powagą potakuje i zachwyca się, jak to mądrze i wspaniale. Za każdym razem mnie to śmieszy i cieszy też. I budzi podejrzenia, co oni sobie tak naprawdę wyobrażają...

    koniec komentarza, bo chyba już późno :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że masz takie doświadczenia. Ja też raczej pozytywne, ale, jak widać, nie wszystkie. ;)

      Usuń
  2. "Mogłaś nie mówić"?!?! - ja tego nie mogę pojąć. Z całym szacunkiem - rozumiem, że wielu ludzi nijak związanych z macierzyństwem i w ogóle rodzicielstwem nie orientuje się w kwestiach pieluch, kaszek, kupek i innych dziecięcych przymiotów, ale na litość! Taki tekst?! I do tego gość zniesmaczony… Gratuluję cierpliwości i opanowania, bo ja bym chyba nie wytrzymała…
    Eh, rozemocjonowałam się ;-)
    Pozdrawiam i życzę nigdy więcej tego typu tekstów! :-)
    Czytelniczka I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę dokładnie tak samo. :) Mnie się na początku zrobiło głupio - pomyślałam, że może rzeczywiście za bardzo się uzewnętrzniłam z tym karmieniem... ale potem zaczęłam się zastanawiać (jeszcze w trakcie spotkania) i po prostu się wściekłam. Dlaczego, to ja mam szukać winy w sobie, skoro to tak naturalna i normalna sprawa?!
      Dzięki za wsparcie. :)

      Usuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.