Jestem wielkim fanem (słowo "fanka" jakoś mi nie pasuje) książeczek.
W dziale książek dla dzieci mogłabym spędzić długie godziny... gdybym mogła.
Kiedy przychodzi mi wybrać coś dla Rybki, mam twardy orzech do zgryzienia.
Bo kupiłabym jej wiele.
Rodzic jednak nie może kupić wszystkiego, co by chciał z różnych względów. Wyboru więc trzeba dokonywać codziennie.
Szczególnie, że na rynku książeczek jest bez liku, ale wcale nie wszystkie określane mianem "dla dzieci", dla dzieci rzeczywiście się nadają.
Dziś przedstawiam więc kolejny nowy zakup.
Po pierwsze wydała je Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o. o. Jeśli ktoś czytał moje poprzednie notki w tym temacie zauważy, że ostatnio preferuję to wydawnictwo.
Po drugie temat prosty, ważny i codzienny. Ja w dzieciństwie nie przepadałam za warzywami, a chciałabym, żeby Rybka nie odziedziczyła tego po mnie. Dlatego od początku chcę, żeby jej kojarzyły się pozytywnie.
Po trzecie - WAŻNE! - ta książeczka (w odróżnieniu od innych, nawet z tej samej serii) zawiera zdjęcia, a nie obrazki, czy zdjęcia warzyw w wersji zabawkowej. Dlaczego myślę, że to ważne? Książki mają nas uczyć. Wzbogacać wiedzę, poszerzać horyzonty. Jeśli książka ma uczyć, to ma pokazywać prawdę (oczywiście pomijam bajki, legendy, które są pewną umowną formą, tłem do pokazania jakichś ważnych spraw, idei, zasad). Dlatego nie kupiłam "Zwierzątek". Były oczywiście urocze... ale to były zdjęcia figurek z czegoś w stylu modeliny. A ja bym chciała, żeby Rybka wiedziała, jak wygląda prawdziwa krowa, prawdziwy koń, prawdziwa kaczka (tak, tak, wizyta na wsi nieodzowna).
Nie, nie uważam, że wszystkie książki, które zawierają rysunek, albo zdjęcie zabawki, figurki są złe. Na pewno w dodatku kiedyś takie kupię! Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie.
Po czwarte Rybka wymagała nowych wrażeń, bo szpitalne łóżko nieco nudne jest. Dlatego trzeba było zareagować jakąś nowością.
I cóż? Książeczka miękka, wesoła, prawdziwa, nadaje się do gryzienia (oj, ważne dla nas aktualnie) i nie rozpada się szybko.
Jedyny minus, jaki w niej dostrzegłam, to fakt, że część warzyw jest w liczbie pojedynczej, część - mnogiej. Jest np. jeden pomidor, ale kilka ogórków. Dlaczego? Nie wiem.
Reszta godna polecenia.
P.S. A ja znalazłam niedawno w Internecie zestaw książeczek dla maluchów, bazujących na metodzie Domana. Jeszcze co innego, niż książeczki kontrastowe. Jestem bardzo ciekawa tej serii i już sobie na nią ostrzę pazurki... A jak już ją dorwę, to napiszę, co i jak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każde słowo - bardzo dziękuję.