piątek, 19 września 2014

Ciężki dzień

Rybka rozwija się we wszystkich możliwych sferach. Mówi coraz więcej w swoim dziecięcym języku (najbardziej lubię, kiedy na pytanie "Jak robi krówka?" próbuje odpowiedzieć "mu", a wychodzi jej "bu"), porusza się znacznie bardziej pewnie, choć nadal jeszcze nie chodzi całkiem samodzielnie, jest bardziej ostrożna w ruchach (czyli chyba załapała, że przewracanie się może boleć), rozumie wszystko, co się do niej mówi, znakomicie potrafi sterować dorosłymi (czuję, że o tym też kiedyś napiszę), uczy się korzystać z nocnika i w dodatku rosną jej zęby.

Ale... !!!
To chyba taki czas wielkich "czynów" i wielkich upadków. Nie, że jej. Chyba naszych. A na pewno spadków (a może huśtawki) nastrojów.

Wychodzenie zębów okupione jest wielkim płaczem, co zresztą całkiem zrozumiałe.

Przewijanie, czy przebieranie, również każdorazowo okupione jest płaczokrzykiem, co już rozumiemy nieco mniej. Tzn. wiem, że Rybka jest bardziej mobilna w związku z czym leżenie jest pozycją zdecydowanie mało atrakcyjną, za to idealną do przewijania. Wiem, że może jej się nudzić, więc przygotowuję zabawki, mówię do niej, tłumaczę, że kiedy ją przewinę będzie miała sucho, itd. Niestety, to raczej nie działa. Jest krzyk i to taki, że podejrzewam, że słychać nas trzy piętra wyżej.

Na każde "nie" - reaguje podobnie. Nie wiem, czy to jest tak, że po prostu zbyt często jej ulegamy i przyzwyczaiła się już do tego, że wszystko jest tak, jak ona chce, czy też to po prostu taki etap negacji i testowania konsekwencji rodziców?

Ostatnio jest też ciężko z jedzeniem. Dotąd jadła wszyściutko, chętnie, często samodzielnie i w ogóle trudno było od jedzenia ją oderwać. Obecnie je kiepsko. Mam wrażenie, że niekiedy, to mogłaby cały dzień nic nie jeść i ją by to nie obeszło. 
Możliwe, że to kwestia zębów i tak to sobie tłumaczę. Założenie mam od początku takie, że skoro mój Maluch problemów z niedowagą nie ma, jest zdrowy, to nie zamierzam mu jedzenia wpychać. Chcę się dostosować do potrzeb Rybki i nie rozpychać jej nadmiernie, a ufać, że będzie jadła tyle, ile to potrzebne (tak, jak to zresztą napisane w zaleceniach, dot. żywienia niemowląt - że rodzic powinien decydować o tym, kiedy i co dziecko je, a dziecko o tym - ile). Teraz jednak często słyszę abstrakcyjny dla mnie argument, że jak tak dalej pójdzie, to jej się "skurczy żołądek". 
Nie wydaje mi się to możliwe w tak krótkim czasie, już prędzej bałabym się anemii, jednak jakiś niepokój to zasiewa (wraz z drugim argumentem, że może jest chora). 

W czasie jedzenia pojawiła się też niepokojąca tendencja. Otóż Rybka oczekuje zabawiania. Dopóki posiłkami zajmowałam się tylko ja, było tak, że Rybka albo jadła całkiem sama (BLW), albo ja ją karmiłam, ale była to pora jedzenia. Tymczasem odkąd korzystam z (skądinąd bardzo potrzebnej i wspaniałej) Pomocy, Rybka kiedy nie chce jeść, dostaje do ręki zabawki, albo jest zabawiana werbalnie, śpiewająco, itd. Czasem ewidentnie siada w krzesełku i nie zacznie jeść, dopóki nie dostanie zabawki.
Hm. Nie tak to sobie planowałam. Według opisu metod, które są dla mnie przekonujące, powinien być wyraźnie odrębny czas do jedzenia i czas do zabawy. Zmieszanie tego może sprawić, że kiedyś będę zmuszona w czasie obiadu odgrywać przed Rybką cały teatrzyk, a przecież nie o to chodzi.

W dodatku dziś zaliczyłyśmy roztrzaskanie żarówki w lampce nocnej.

Tak sobie myślę, że - poza ząbkowaniem - może to taki skok rozwojowy. Jak przez mgłę kojarzą mi się zdania z pewnej książki z psychologii rozwojowej, że mniej więcej co pół roku są takie newralgiczne momenty. I że sześć miesięcy życia - to względna stabilizacja, rok - wręcz przeciwnie, półtora - znów spokój, dwa - bunt... I tak w kółko.

Jeśli tak, to mamy przed sobą jakieś pół roku próby.
A jeśli tak, to chyba potrzebuję dwa razy więcej snu, albo jakieś mega witaminy z powerem dla matek. Ktoś mądry wymyślił już może coś takiego?

4 komentarze:

  1. No wiesz, mądrość ludowa mówi "małe dzieci - mały kłopot". I powoli zaczynam stwierdzać że jest w tym trochę prawdy ;). Żadne kłopoty nie trwają wiecznie i z perspektywy czasu zwykle okazują się "kłopotami" w porównaniu z tym co przychodzi później. Ale szczęśliwie frajda też z czasem rośnie :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to na pewno. :) Człowiek jednak tak ma, że lubi sobie ponarzekać. Muszę się chyba z tym trochę bardziej pilnować, co? :)

      Usuń
  2. U nas przy zębach też tak było z jedzeniem, minęło po jakimś czasie! Przewijanie - o men, bywa, że to jest prawdziwa walka! Szczególnie jak Malutka miała na tą chwilę coś innego zaplanowane np. układać dalej klocki... a i "NIE" spotyka się z wyraźnym niezadowoleniem... w sumie to nawet ją rozumiem, bo nikt nie lubi jak mu się coś zabrania :D Dacie radę!!! Będzie lepiej! A z poweru polecam zieloną herbatę z rana :D

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.