poniedziałek, 20 stycznia 2014

Oglądamy książeczki kontrastowe

Obiecałam kiedyś, że opinia będzie.
A oto i dzień ten nadszedł.



Ogólnie większość ludzi na moją radosną wieść, że zamierzam Rybce kupić książeczki, patrzyła na mnie ze zdziwieniem. No bo kto mądry takiemu maluchowi kupuje książki? Teraz jest etap gryzaków i grzechotek.

Oj, tak. Grzechotki są super. Gryzaki też (choć, jak wspominałam, Rybka jednak najchętniej gryzie kuper gumowej kaczuszki). To jednak wcale nie oznacza, że książeczki, a konkretnie TE książeczki, się nie przydadzą.

Przy okazji: planowałam kupić wszystkie cztery, jakie widziałam (od trzeciego miesiąca życia), ale sprzedawca na allegro ociągał się z przygotowaniem ich, więc niecierpliwie czekałam. Kiedy w końcu przyszło do odbioru okazało się, że zamiast czwartej do kompletu, dostałam jedną z tych powyżej szóstego miesiąca życia. 
No i pewnie bym się burzyła i zwracała towar, gdyby nie to, że w zasadzie stwierdziłam, że dobrze je będzie porównać i wiedzieć z góry, czy kupowanie ich będzie miało sens na przyszłość. A poza tym wcale nie uśmiechały mi się kolejne tygodnie oczekiwania.

W ten sposób Zosia stała się posiadaczką trzech książeczek kontrastowych od trzeciego miesiąca życia: "Zwierzęta tu i tam", "Jakie to ciekawe!" i "Moje pierwsze obrazki".

Idea jest prosta: duża, czarna plama w określonym kształcie na białym tle i odwrotnie - biała plama na tle w kolorze czarnym. Jest to spowodowane specyfiką widzenia dziecka w tym czasie. Otóż maluch widzi wtedy szczególnie cienie, kontury, światło.
Glenn Doman uważa, że wzrok (a w konsekwencji umiejętność czytania!) można ćwiczyć już od początku, właśnie używając kontrastów, np. ustawiając się na tle okna. Dziecko wtedy widzi cień rodzica i promienie słoneczne. Umówmy się jednak, że jest to trochę mało.

Książeczki kontrastowe ułatwiają sprawę. Wydała je Grupa Wydawnicza Foksal. Są niewielkie - zawierają po 10 stron obrazków. Po otwarciu widzimy przeciwstawne kolorystycznie plamy. Przedstawione przedmioty, czy zwierzęta, w większości pochodzą z otoczenia dziecka, ale nie tylko. Kartki są bardzo grube, dzięki czemu jest szansa, że rosnący maluch nie zrobi z nich szybko strzępów. Tyle na pierwszy rzut oka. A jak w praktyce?

Byłam pełna wątpliwości. Moja Rybka już wielokrotnie dowiodła, że nie imają się jej za bardzo porady, dotyczące wychowania i tego, co dzieci lubią, a czego nie, wyszperane w mądrych książkach. Poza tym skupienie uwagi dziecka w tym wieku na czymkolwiek jest chwilowe - nawet jeśli chodzi o kolorowe, świecące, grzechoczące zabawki, a co dopiero rzeczy w kolorach tak "zwyczajnych", jak może się wydawać. No, ale cóż, cena książeczek kontrastowych nie jest tak wysoka, żeby nie spróbować. 

Spróbowałam. Wybrałam moment, kiedy była spokojna, "gotowa na zabawę"*. Zaczęłam powolutku pokazywać jej poszczególne obrazki z jednej książeczki i opowiadać im o tym, co przedstawiają (drzewka - takie, jak widzimy, kiedy jesteśmy na spacerze w parku. Smoczek - popatrz, trzymasz go w rączce, lubisz mieć go w buzi, itp.).

Byłam zdziwiona, ale Rybka nie tylko oglądała obrazki z zainteresowaniem, ale wytrzymała czas oglądnięcia całej książeczki i wcale się tym nie znudziła! Dobra, ale raz może się udać - przypadek. 
Spróbowałam kiedy indziej. Było podobnie. 
Kiedyś - testowo - przeglądnęłam z nią wszystkie trzy po kolei. Udało się! Oczywiście najlepiej nie przeginać i próbować "pojedynczo". Sam fakt jednak, że dziecko zainteresowało się tym na tyle, żeby być w stanie wytrzymać przeglądnięcie wszystkich trzech (bez uciekania wzrokiem, szukania innej zabawki, płaczu, znudzenia) oznacza, że całkiem nieźle mu się te książeczki podobają.

I tak: muszę powiedzieć, że to był dobry wybór. Jest to bardzo ciekawa alternatywa dla innych zabawek. Rozwija wzrok. Myślę (oho, może ktoś uzna mnie za nienormalną), że to dobre przygotowanie do nauki czytania w przyszłości. Książeczki 3M+ sprawdziły się u nas w 100%. Nie wiem, jak będzie z tymi 6+, bo różnią się kilkoma rzeczami i mam pewne wątpliwości, czy będą się cieszyły równym zainteresowaniem malucha. No ale cóż. Możliwe, że znów moje wątpliwości odejdą w niepamięć, kiedy złapie je w rączki moja Rybka.

Ambitni rodzice oczywiście mogą spróbować sami wydrukować sobie obrazki w ten sposób i są wtedy nieograniczeni ilością kartek, ale po pierwsze - kto ma na to czas, po drugie - zwykłe kartki dość szybko się pogną, a małe rączki zrobią z nich zupełnie inne origami, a te książeczki mogą "wytrzymać" zainteresowanie kilku małych istotek po kolei (rodzeństwo).

Dlatego ja jestem na tak.




* Nie chciało jej się spać, była najedzona, miała dobry humor i suchą pieluszkę.



2 komentarze:

  1. My tez mamy te ksiazeczki i dzis ogladalismy po raz pierwszy (Lu ma 4msce) i spodobaly sie:) a w jakim wieku jest teraz Rybka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Rybce też właśnie stuknęły cztery miesiące. :)

    OdpowiedzUsuń

Za każde słowo - bardzo dziękuję.