Zjawisko znane wszem wobec.
Myślę, że jak najbardziej pozytywne.
Tak, ja też jestem córeczką tatusia i dobrze mi z tym.
Moje opowieści natomiast o nocach zrozumiał dopiero po naszym powrocie ze szpitala, kiedy sam czuwał przez połowę nocy, próbując uśpić Rybkę. W ciągu dnia też to było problematyczne, bo w zasadzie spała tylko będąc na rękach. Jego rękach.
Odkładana budziła się po maks. 10 min. Cóż, nosił ją więc i kołysał. Nocami albo bawił się z nią, próbując ją trochę zmęczyć, albo znów nosił, woził po całym mieszkaniu (w pewnym momencie zasypiała tylko w pufie - takiej dużej, z kulek styropianowych - wożona na niej po mieszkaniu).
I jasne, że były chwile, kiedy już było mu ciężko, kiedy bezradność i brak odpoczynku brały górę - kiedy po prostu musiał się położyć. Wiem jednak, jak zawsze Córeczka leżała (leży!) mu na sercu i pamiętam nasze popołudniowe narady, jak to tym razem będzie w nocy i jaką strategię obieramy (oj, bo pomysły były różne - że nie wynosimy Rybki z pokoju, że tylko kołyszemy w łóżeczku, albo że uaktywniamy suszarkę lub kładziemy Rybkę z nami, albo że wozimy w wózeczku, albo kładziemy na brzuszku - czego wprawdzie nie lubiła, ale potem szybciej zasypiała - i wiele, wiele innych).
Przełomowym momentem w relacji Rybka - Wieloryb był jakoś mniej więcej jej czwarty miesiąc życia. Wtedy, kiedy zaczęła lepiej porozumiewać się z otoczeniem, kiedy zaczęliśmy mniej więcej rozumieć, o co może jej chodzić. Kiedy obdarzała go szerokim uśmiechem. Kiedy potrafiła się już trochę bawić. I kiedy już bez problemu utrzymywała kontakt wzrokowy.
W pewnej chwili okazało się, że szybciej uspokaja się przy nim. Że czasem nie działa nic, tylko wzięcie na ręce przez tatusia. Że wyraźnie czeka na jego powrót z pracy i denerwuje się, jeśli jest później. Było też i tak, że choćbym stawała na głowie, nie byłam w stanie wywołać u niej uśmiechu, a tatuś robił to w kilka sekund.
Na początku było to trochę frustrujące - tak, ja jestem z dzieckiem przez 24 godziny na dobę, a ono właściwie nie okazuje, że się cieszy z tego, że przy nim jestem. Wystarczy za to, że pojawi się tatuś - a od razu jest radość na całego.
Szybko jednak zaczęłam to doceniać z paru prostych powodów.
- Mówi się, że matki mają instynkt, a ojcowie mają pod górkę z uczeniem się bycia rodzicem. Tymczasem Wieloryb doskonale sobie z Rybką daje radę. Nigdy, zostawiając ich na godzinę, dwie, pół dnia, nie miałam poczucia, że sobie nie poradzą. Przeciwnie. Wiedziałam, że wrócę i zastanę rozbawioną, albo śpiącą już Rybkę. Tak najczęściej było.
- Mówi się, że ojcowie nie umieją spędzać czasu ze swoimi dziećmi. Wieloryb wymyśla Rybce takie zabawy, na które w życiu bym nie wpadła. Oczywiście, że czasem się wtrącam i mówię, że ten pomysł nie jest najlepszy (w sensie - bezpieczny), ale o tym może kiedy indziej. Tymczasem Rybka najczęściej jest zachwycona.
- Mówi się, że ojcowie poświęcają za mało czasu swoim dzieciom. Wieloryb wraca, myje ręce, bierze Rybkę i nie chce jej już wypuścić (mimo tego, że w związku z tym praktycznie nie ma czasu dla siebie). Co więcej, smuci się, kiedy przychodzi po pracy, a ona akurat ma popołudniową drzemkę. Tego się nie spodziewałam, ale to mnie rozczula.
- W dodatku to on właśnie pokazuje jej świat. Opowiada o wszystkim, co wokół, podnosi, żeby mogła dotknąć zegara albo lampy.
- I wreszcie - jest dumny z każdego jej osiągnięcia. Każde, najdrobniejsze jej sukcesy sprawiają, że rośnie o kilka centymetrów.
Ta więź to coś niezwykłego, pięknego. Mam nadzieję, że przetrwa lata i da Rybce dobre wzorce na przyszłość.
Ja jestem zachwycona.
Taki Tatuś to marzenie każdej dziewczynki. Każdej. Jestem pewna, że mój Mąż będzie bardzo podobnym ojcem do Wieloryba :) Ja sama takiego nie miałam i z tym większa niecierpliwością czekam na te rozczulające chwile, kiedy będę mogła patrzeć, jak mój Ukochany troszczy się o nasze córeczki, o nasze dzieci… eh. Mam nadzieję, że to już niedługo… ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Stała Cz. =)
Oj, tak, cudowny widok. :) W takim razie życzę go i pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuń