Post z rodzaju tych bardziej osobistych. Będzie o uczuciach.
Jest po prostu takim promyczkiem radości.
Jednocześnie potrafi dać w kość. Ostatnio chorowała. Nic poważnego, w zasadzie było to bardziej przeziębienie, ale męczące. Rybce nic nie pasowało, krzyczała, płakała, branie na ręce nie pomagało (ani żadne inne znane nam sposoby). Dziadek, który pomaga mi w opiece nad nią, zaczął wątpić w pewnym momencie we wszelkie metody. Wieloryb i ja również byliśmy już wykończeni. Kiedy jednak minęło przeziębienie, minął też jej zły nastrój. Teraz jest spokojna, radosna, pełna pomysłów, a nawet chętna do samodzielnej zabawy.
Takie dni sprawiają, że chce się żyć. Czując, że ona jest szczęśliwa, czujemy też z Wielorybem okruch satysfakcji, że udało nam się zapewnić jej warunki do tego szczęścia. Kiedy jednak jest smutna, płaczliwa, my również czujemy się kiepsko, mamy poczucie, że coś nam nie wyszło, coś zawaliliśmy, mimo nieustannych starań.
Teraz czekamy na Małą.
Zastanawia mnie, jaka będzie. Podobna do Rybki? Zupełnie inna? Radosna, czy melancholijna? Śpioch, czy nocny marek? Oaza spokoju, czy wulkan energii?
Ciekawa jestem, jak ułoży nam się to życie w czwórkę. Czy będziemy w stanie z Wielorybem nadążać za córkami z przygotowywaniem posiłków, bawieniem się, sprzątaniem? Czy uda nam się bawić wspólnie? Czy dziewczynki się polubią?
Mam tyle pytań. Martwię się oczywiście, czy będziemy potrafili wszystko ogarnąć. Przykład Rybki pokazuje nam, że to wcale nie jest taka prosta sprawa, a opieka nad dzieckiem wymaga ogromnej cierpliwości i konsekwencji. Pracowałam już dużo, zajmując się dziećmi, ale zawsze były to dzieci cudze. Muszę powiedzieć, że zachowanie konsekwencji, ale i miłości przy okazji, jest stokrotnie trudniejsze przy własnym dziecku, niż przy chmarze dzieciaków, którymi człowiek jako nauczyciel opiekuje się kilka godzin dziennie.
Jednocześnie niezwykłą satysfakcję daje oglądanie postępów własnego malucha.
Każda normalna matka uważa swoje dzieci za cudowne.
Mnie coraz częściej zdarza się zachwycać Rybką (oczywiście w swoim własnym towarzystwie). Mówię czasem: "Ale ona jest mądra!". I wiem, że nie jest to obiektywna ocena. Widząc jednak te jej postępy w wielu dziedzinach, zachwycam się nieustannie.
Martwię się, że czeka mnie kilka dni oddalenia (poród) oraz, że Rybka nie zaakceptuje "konkurencji" o czas i uwagę rodziców. Tak bardzo chciałabym oszczędzić jej zazdrości! Ale zobaczymy, co będzie.
To już niedługo.
Już bardzo niedługo...
Dzieciom trzeba mówić że są mądre. Zwłaszcza dziewczynkom, którym świat często mówi tylko że są (albo nie) ładne.
OdpowiedzUsuńA co do zazdrości to podpowiem naszą metodę. Zawsze chwalimy młodsze dziecko na konto starszego, podkreślając że młodsi uczą się od starszych. Oczywiście na początku, dopóki niemowlakowi i tak wszystko jedno. Czyli "Jachol jak ty już pięknie raczkujesz, świetnie cię starsza siostra nauczyła!". U nas to pomogło przetrwać pierwsze miesiące a potem było już trochę z górki.
Spróbujemy w ten sposób. Może się uda, choć nastawiam się na ciężką przeprawę. ;)
UsuńU nas (choć mamy 2 chłopców) było zaskakująco dobrze.
OdpowiedzUsuńI paradoksalnie łatwiej niż z jednym :). Trzymam kciuki! Pozdrawiam
(i zapraszam "do mnie")
Ooo, to może nie będzie aż tak ciężko, jak nam się wydaje? :) Dzięki za słowa otuchy!
Usuń